poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czy ja zamawiałam poranne buczenie?

Jak ważna jest więź między miastem a wsią najlepiej wie Władek lat 96. Z jednej strony, jego szyk, ubiór i maniery sprawiają wrażenie, że jest mężczyzną miastowym, lecz skłonność do zabaw tanecznych w remizie strażackiej, dożynek i spania na sianie wyraźnie wskazuje na dwoistość jego natury. Wolałam go zatem zostawić go w Poznaniu, by czasem podczas wycieczki nie rzucał mnie na kopę siana, a po otrzymanym koszu przerzuciłby się na żyto.

Za rogatki Poznania dojechałam autobusem miejskim, a potem postanowiłam iść przed siebie, aż nie padnę. W tobołku, który niosłam na ramieniu miałam prowiant, płyn do pokrzepienia ciała oraz kilka ciuszków, by przykryć się wieczorem przed kąsającymi komarzycami. Wędrowałam dzielnie, kurz unosił się nad moją głową, a bose nogi w sandałach zmieniły kolor na bardziej ziemisty. Choć nie wystawiałam twarzy do słońca, to ono wysyłało ku mnie swoje promienie w pełnej erekcji. Czułam symbiozę z naturą. Dlatego, gdy przechodziłam przez lasek i zobaczyłam w nim oczko wodne, to zrzuciłam odzienie i niczym rusałka pozwoliłam, by woda ocierała się o mnie ku naszej wspólnej uciesze.

Ale ile można pływać? W końcu ubrałam się i wróciłam na szlak. Słońce było coraz niżej, więc zaczęłam rozglądać się z jakimś miejscem do spania. Okolica wydawała się dziewicza, ale spostrzegłam jakiś kopiec siana, więc zanurzyłam się w niego i w pełnym porozumieniu z przyrodą zasnęłam.

Obudziło mnie szarpanie za ramię. Młodzieniec, który mną potrząsał, mógł mieć koło 18 lat i wyglądał na pastuszka.
– Czy zamawiała pani poranne buczenie? – spytał pastuszek, a krowie łby, które ukazały się moim oczom zaczęły muczeć i buczeć.
– Że co?
– 12 złotych się należy.
– Za co?
– Za poranne buczenie. Muszę też panią zameldować. Sołtys kazał. Musi to potem zgłosić w gminie.
– Czy ja jestem na wsi czy w mieście?
– A widzi pani różnicę? Ja jestem bezrobotnym z Poznania, który dorabia sobie jako pastuszek. Mam 2 złote od każdego porannego buczenia.
– Ale to nie działa w drugą stronę. Poznań to nie wieś!
– Jest pani pewna?
Przetarłam oczy i zaczęłam się domyślać, że coś jest nie tak. Pastuszek miał rysy dziwnie podobne do prezydenta Poznania. Z drugiej strony też coś pasowało, bo pan Grobelny znany był z tego, że lubił tańczyć. Także po remizach strażackich. No cóż, odepchnęłam wyciągniętą po jałmużnę dłoń pastuszka i w te pędy pobiegłam w powrotną drogę.

Dziś, gdy opisuję wczorajsze wydarzenie, zaczynam głębiej zastanawiać się nad tą sytuacją. I stąd mam pytanie: czy w waszych miastach włodarze też mają twarz pastuszka? A przynajmniej oborowego?

2 komentarze: