czwartek, 15 listopada 2012

Magister Chluśniak.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Władek lat 96, więc otworzyłam podwoje w podomce i w lokówkach na głowie. Tymczasem przed wrotami do mojej samotni stał ulizany mężczyzna w rozpiętym palcie, spod którego wyzierał wymięty garnitur i nylonowy krawat w jaskrawe wzory.

– Dziękuję, ale dziś nie przyjmuję Świadków Jehowy – uśmiechnęłam się życzliwie, a przy tym przepraszająco.
– Widzę – odpowiedział Świadek Jehowy lat około 40.
– Co pan widzi?
– Że na pani głowie nie ma dziś miejsca na ulokowanie się hiobowych wieści.
– Co pan chce od moich lokówek? – spytałam zdziwiona grubiaństwem eleganta z Mosiny.
– Pani pozwoli, że się przedstawię. Magister Chluśniak jestem.
– Kapuśniak? – dopytywałam się, bo ów domokrążny natręt miał wadę wymowy i co chwilę szeleścił, wypluwając treść swojego entree na niemal półmetrową odległość.
– Chluśniak. Witalis Chluśniak.
– Witalis? – upewniałam się, bo jeszcze żadnego Witalisa nie poznałam. Przynajmniej na poznańskiej Wildzie takiego nie uświadczysz.
– Wita lis, żegna lis, cha cha cha.
– Dość tych głupich żartów! O co chodzi?
– Sprawa jest ważna. Wejdźmy do środka.

I magister Witalis Chluśniak bezczelnie przepchnął się przez próg, udając się wprost do salonu, przy okazji czujnie węsząc i rozglądając się na boki. Trochę się przestraszyłam, dlatego nie usiadłam razem z nim przy stole, lecz w pobliżu pieca kaflowego, by w razie ataku szybkim ruchem móc sięgnąć po pogrzebacz.

– Sprawia pani wrażenie mądrej kobiety – rozpoczął handlową gadkę magister Chluśniak. – Jednak i Salomonowi nieraz zdarzało się chlapnąć głupotę, czy chlusnąć jakimś absurdem, choć Stary Testament nie koncentruje się na tym.
– Pan użył podstępu! Nieładnie, bo Świadkowie Jehowy nie kłamią!
– Idzie o to, by nie przejmować się własnymi chluśnięciami – ciągnął niezrażony Chluśniak – bo po burzy zawsze przychodzi słońce i można pstryknąć chlapnięcie w niepamięć, popisując się przed znajomymi bon motem. Właśnie, właśnie – pan Witalis zawiesił głos, zastanawiając się nad czymś głęboko. – Akurat przypadkiem mam zbiór aforyzmów. Jedyne 47 złotych. Książka jest w twardej oprawie, więc złote myśli szybciej wejdą do głowy.
– No dobra, dobra – wysupłałam 50 złotych, a Chluśniak nie oddał reszty, mówiąc, że bierze za fatygę, bo zasapał się, wchodząc na IV piętro.

Wypuściłam magistra, odłożyłam pogrzebacz na miejsce i z ciekawością zaczęłam wertować książkę.

1 komentarz:

  1. Tanio się wykpiłaś. Mnie kiedyś panienka przez pół godziny przekonywała, że ma dla mnie ZA DARMO żelazko, robot kuchenny i czajnik elektryczny, bo firma wchodzi na rynek więc robi promocję. I kiedy już w to uwierzyłam, dowiedziałam, ze sprzęt jest za darmo, ale jej się należy 220 zł za fatygę... Twój Witalis miał duże poczucie przyzwoitości zadowalając się tylko trzema złotymi...:)

    OdpowiedzUsuń