piątek, 30 listopada 2012

Urodziny Malwiny.

Malwina lat 92 do wczoraj nigdy nie pamiętała o dacie swoich urodzin, więc podobnie dzisiaj nie ustawiła się w ogonku przystrojona odświętnie, co poznałyśmy po stanie jej majtek. Zacznę jednak od początku. Złożyłyśmy jej pokłony, a potem zaciągnęłyśmy do bramy, która znajdowała się najbliżej sklepu spożywczego, przed którym oczekujemy każdego poranka na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku z piekarni z Puszczykowa.

W bramie Malwina przyjęła od nas najserdeczniejsze życzenia, po czym posłusznie odwróciła się do ściany, my zadarłyśmy sukienkę na jej głowę, a potem kolejno wprowadzałyśmy upominki płci męskiej w wieku od lat 24 do 57. Nie było ich wiele, ale zdołałyśmy wcześniej namówić na rolę prezentu jedynie Mariana lat 43, Bryana lat 24, Gwidona lat 57 oraz Maksymiliana lat 52. Problemy były jedynie z Maksymilianem, któremu musiałyśmy wcześniej załatwić niebieskie tabletki.

– Lubię swoje urodziny – Malwina wydyszała podziękowanie na ścianę pokrytą popękaną starą, żółtą farbą z liszajami z wilgoci.
– W angielskim najbardziej lubię Present Perfect – Bryan odniósł się lingwistycznie do bycia w roli prezentu.
– Polski język też ma swoje uroki – stwierdził Maksymilian, wywijając swym porowatym jęzorem, czym wzbudził w nas wątpliwości, czy aby nie zachował niebieskich tabletek na czarną godzinę.
– Najpiękniejszym kawałkiem tortu jest Gwidon – szepnęła mi do ucha Kunia lat 90. – Jest najmniej oklapły, gdyż jego okolicznościowa świeczka lśni najpiękniejszym światłem.
– Zdrowyś Marian, aleś grzeszny – załamywała ręce Elwira lat 77. – Nie możesz tryskać przed złożeniem życzenia. Ksiądz proboszcz by cię zrugał.
– Spokojnie – uspokoił nas Marian. – Jestem twardy jak skała Piotrowa. Taka opoka, co opuka. Zawsze i wszędzie, ale najlepiej na glebie tradycyjnie uprawianej, czyli mniej wykształconej.
– To ile mam dziś lat? – dopytywała się słaba z rozkoszy Malwina.
– Nigdy nie lubiłem Past Perfect – Bryan wykrzywił twarz – w tej sytuacji wolałbym Future Simple.
– Malwina może mieć przecież swoje urodziny w dupie – Gwidon wyraził się, nakładając płaszczyk na swój prezent.
– Ani się waż! – powstrzymała go Elwira. – Ksiądz proboszcz nie da ci rozgrzeszenia!
– Nie bądź wulgarny i wyrażaj się! – fuknęłam.
– Moja natura wyraża się do dupy – odpowiedział Gwidon.

W tym momencie usłyszałyśmy pisk opon dostawczak, który wyhamowywał przed sklepem. Malwina w jednej sekundzie zapomniała o swoich urodzinach, wyrwała się z wahadła Mariana, zrzuciła sukienkę z głowy i pobiegła kupić chleb. Chciałyśmy podążyć za nią, ale skoro tyle prezentów leżało u naszych stóp, to postanowiłyśmy najpierw nimi się zająć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz