niedziela, 3 lutego 2013

Szklanka pułapka.

Znowu pojawił się mróz. Nadszedł po ciemku i znienacka. Żadna z nas tego nie oczekiwała, ale jakiś łobuz, będący meteoropatą, musiał taki komunikat otrzymać. I zrobił to, co zrobił...

Pierwsza poślizgnęła się Elwira lat 77. Zamiast trafić do zakrystii, gdzie czekał na jej cotygodniowe sprawozdanie ksiądz proboszcz, lubiący wiedzieć, co w trawie, czyli parafii piszczy, przeleciała mimo całego kościoła i wylądowała na poświęconym przed kilku laty płocie.

– Jezus, Maria! Biedronka, Lidl! – zaklęła strasznie.
– Nie brudź uszu Pana takim ordynarnym słownictwem! – przestrzegła Kunia lat 90. – Nie lepiej robić sprawunki w Piotrze i Pawle?
– Tak! To byli święci! – zgodziła się Malwina lat 92. – W dodatku patroni naszego miaaaaastaaaa!
Lwinka dokończyła swoją myśl już z oddali, bo ślizg, w który wpadła, oddalił ją od nas na bardzo znaczną odległość, znaczy tuż pod schody wiodące do świątyni pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego na poznańskiej Wildzie.
– Co jest, do jasnej ciasnej?! – spytała Kunia, która łapała równowagę, rozkładając ręce i starając się przybrać wygląd samolotu. Nawet do twarzy jej było w pozie na airbusa.
– I kto tu klnie? – wytknęła Elwira, rozcierając sobie siniaka, którego zrobiła na nie poświęconym tyłku.

A może ksiądz proboszcz ją wyświęcił? Ratalnie? Raz cycek, raz łydkę, kiedy indziej grdykę? Trzeba było to obgadać. Ale nie teraz. Teraz to musiałam skupić się na sobie. Trzymać pion i ruszyć na ratunek przyjaciółkom.

– To sprawka bezbożnika! Szatana z Wildy! – przypuściła Elwira.
– Mundek? – zdziwiłam się. – Myślisz, że to Edmund?
– Niech będzie pochwalony Jezus Chryyy! Auu! – To wikary wyłonił się zza krawędzi muru i klapnął na tyłek, szorując zadkiem ścieżkę przed kościołem.
– Jezus Chryał? – dociekała Kunia.
– Co się dzieje? – zapiszczał wikary.
– Katolicy spadają na dupki i szyje! – wyjaśniła Malwina. – Antychryst nas zaatakował. A diabeł lubi ślizg. Stąd ta ślizgawka, stąd te związki partnerskie!
– Geje chcą nas wyślizgać? – dopytywał się wikary?
– To może być szklanka pułapka – zgodziłam się, po czym upadłam na kolana.

I tak stercząc na ślizgawce zaczęliśmy się modlić, a żarliwość naszych słów powoli zaczęła roztapiać lód. Bałyśmy się tylko, by lud nie stał się ciepły – w końcu już dość gejów w narodzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz