niedziela, 24 marca 2013

Papiak.

– Wbij wreszcie ten gwóźdź, zgrzybiały nieudaczniku!
– Tylko nie zgrzybiały! – oburzył się Władek lat 97.
– Wyleczyłeś już stopy? – zainteresowałam się.
– Korzystałem z twojego prysznica.
– Kiedy? Przecież mogłam się od ciebie zarazić!
– Nie kłóćmy się – zaproponował pojednawczo powstaniec. – Ja mogłem to złapać od ciebie.
– Co to za insynuacje! I ty nie chcesz się kłócić?
– Daj mi jakiś porządny gwóźdź. Te to się nadają jedynie do akupunktury. Właściwie co chcesz tu powiesić?
– Franciszka I.
– Będziesz grała w darta? Założę się, że to ja pierwszy trafię w dziesiątkę. Znaczy w jabłko Bergoglia.
– Jakiego Bergoglia? Dość mam twoich nędznych wygłupów! Jaki chcesz mieć gwóźdź?
– Znajdź papiaka.
– Znowu się naśmiewasz z papieża?
– Papiak to taki gwóźdź. Ma duży łeb.
Spojrzałam czujnie na AK-owca.
– Kto ma duży łeb?
– Gwóźdź! – Władek zamyślił się na moment. – Choć przyznam, że z Franciszka, tak jak Benedykta to łebski gość. Benio nie wystawił od razu po śmierci członków Jana Pawła II w żadnym domu aukcyjnym. Czeka z handlem relikwiami na ogłoszenie Polaka świętym - ale to już robota Franka.
– Bluźnisz, nie znajdziesz nawet najmniejszego palca Karola Wojtyły w jakimkolwiek z największych, światowych domów aukcyjnych. Wykupiłby to jakiś bogacz i schował w sejfie.
– Raczej w lodówce. Pecunia non olet, zatem żaden bogacz nie dopuści, by rodzinne precjoza oraz oszczędności prześmierdły mu od gnijącego, choć świętego palucha.
– Wbij wreszcie ten gwóźdź! – wrzasnęłam. Miałam dość bluźnierstw Władka lat 97, który co prawda chodzi co tydzień do kościoła, ale ekumeniczne strzały z ambony nigdy w niego nie trafiają.

Powstaniec wzdrygnął się od mego krzyku, karnie zamachnął się młotkiem i uderzył. To była nadprzyrodzona interwencja. Boski palec, który karze w pierwszej i jedynej Instancji – szybko i boleśnie. AK-owiec wił się z bólu, chłodząc palec pod strumieniem lodowatej wody. Ja byłam zmuszona zastąpić nieudacznika. Wbiłam papiaka, powiesiłam papieża i spojrzałam na obraz. Wisiał krzywo. Poprawiłam raz i drugi, ale Franciszek odchylał się od pionu. Coś mi nie grało. To pewnie przez te bluźnierstwa Władka. Czułam, że muszę przeciw antyklerykalnym bluzgom zaprotestować. Padłam krzyżem. Zrobiłam to jednak sprytnie, bo przed palcami miałam klawiaturę komputera. Musiałam w końcu opisać to wydarzenie.

Ku przestrodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz