czwartek, 18 kwietnia 2013

Pojebus inter pares.

Mirek przeszedł mimo kolejki oczekującej przed sklepem na dole na przyjazd furgonu ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku i wszedł do sklepu. Chłopak lat 27 włos miał rozwiany, lico blade, ręce roztrzęsione, a wzrok nieobecny. Szturchnęłam łokciem Kunię lat 90, która stała tuż za mną.

– Kunia, wiesz może, co się dzieje z Mirkiem? Wygląda jak trup.
– Fakt, nie jest tak żywy jak my. Pewnie cierpi na spadek wartości własnego libido i przez to popada w psychiczne samobiczowanie – orzekła Kunia, która przed laty była wierną czytelniczką Michaliny Wisłockiej.
– W takim wieku?
– Może pali jeszcze jakieś zielska?

Wzruszyłam ramionami. Kunegunda była mało wiarygodna, bo w swym szlachetnym porywie wyrywania wildeckich chwastów, wszędzie i we wszystkim widziała zielsko. Postanowiłam zasięgnąć informacji u samego źródła. Musiałam poczekać na Mirka.

– Synku, cieszę się, że wyszedłeś na zewnątrz – zaczepiłam chłopaka, gdy ten już wyszedł ze sklepu. – Wiatr cię smagnie żywszym kolorem, nabierzesz wigoru i jeszcze z nami zatańczysz! – dodałam wesoło.
– Chciałbym, ale muszę dokończyć ten pojebany eksperyment!
– No no no! – pogroziłam palcem. – Nie wyrażaj się w towarzystwie dam!
– Nie życzymy sobie tego – poparła mnie Kunia. – A co to za eksperyment?
– Muszę ciurkiem oglądać telewizyjne programy o najwyższej oglądalności. Tylko rankami mam chwile, by wyskoczyć do sklepu i kupić sobie zapas napojów energetyzujących.
– A co było w ostatnim odcinku "Mody na sukces", bo nie oglądałam? – wtrąciła się stojąca dalej Balbina lat 64, która już od dłuższej chwili przysłuchiwała się naszej rozmowie.
– Płacą nieźle, ale od jakiegoś czasu czuję, że mnie jebie.
– Młody człowieku! – ostrzegłam groźnie Mirka.
– Pani Adelo, każdemu by odjebało. Zanieczyszczam język, bo ktoś mi zajebał mózg. Nawet myślę, żeby wystąpić w X-Factor, chociaż nie mam słuchu, a i z głosem cienko.
– Z nami nie musisz śpiewać – musiałam zdusić pomysł Mirka w zarodku, bo nie znoszę w swym życiu żadnego fałszowania.
– Czuję się na siłach wziąć udział w Familiadzie, bo już wiem, że stolicą Polski jest Warszawa. Zrobimy może zespół?
– My więcej wiemy o Poznaniu – podeszłam do inicjatywy Mirka dość chłodno.
– Te filmy o blondynkach... – ciągnął Mirek. – Zajebiste!
– A piłkarzem nie chcesz zostać?
– Wolę być kibolem. Nie muszę brać udziału w treningach i mam więcej czasu na swoją pasję. No właśnie, muszę wracać. Uwielbiam telewizję śniadaniową!

I chłopak pobiegł. W dobrym momencie, bo akurat podjechał samochód z pieczywem. Zrobiłam chleb powszedni i wróciłam do domu. Potem włączyłam telewizor w nadziei, że jakiś ze szklanego okienka kucharz podpowie mi oryginalny pomysł na śniadanie...

2 komentarze:

  1. Ja rozumiem, że masz wokół siebie takie wykopaliska jak Władek...Ale skąd ty wciąż wynajdujesz kolejkę za chlebem? Ostatni raz stałam za chlebem 35 lat temu przed Wielkanocą. Nie załapałam się wtedy zresztą, bo wyszedł zanim doszłam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Stoimy z przyzwyczajenia. Ponadto warto kupić jeszcze ciepły chleb. Naprawdę warto stać przed sklepem! A i świeżymi informacjami z dzielnicy można się wymienić.

    OdpowiedzUsuń