poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Wieszanie kejtrów.

Na poznańskiej Wildzie nie zawsze się kochamy. To znaczy większość mieszkańców gotowa jest do natychmiastowego uprawiania seksu, ale temperament skutecznie studzony jest przez proboszcza, tropicielki diabła oraz hostessy Jehowy. Te działania dają skutki podobne do studzenia gospodarki. Czasem doprowadzają do kryzysu, innym razem do wieszania psów.

Po raz pierwszy zdarzyło się to dwa lata temu, gdy Ludka lat 58 zalazła za skórę Kaśce lat 64. Ludka przyciągała powabem swego uda męża Kaśki, czyli Witolda lat 66. Witek najpierw się ślinił, nie odwracał wzroku od Ludkowej golizny i tylko gmerał w kieszeniach od spodni. W końcu jednak nie wytrzymał i przykleił się do kuszącego go uda. Miał pecha, bo przypadkiem przechodząca ulicą Kaśka zerknęła, co się dzieje w bramie. Wydawało się, że skończy się na awanturze, wrzaskach i zwyczajowych obelgach. Niestety, Kaśka wytoczyła większe działa. Zachowała się jak najgorszy hycel.

Pod osłoną nocy zakradła się na podwórze kamienicy, w której mieszkała Ludka i wywiesiła pod jej oknem pięć bezdomnych psów, przyszpilając je klamerkami do sznura od prania. Psy kwiliły, nie dając spać mieszkańcom, ale zmrok przykrywał powód hałasu. Kaśka na tym jednak nie poprzestała, wzywając na pomoc ekologów. Oni nad ranem zrobili demonstrację pod oknami Kaśki, a dzielnicowy Marcin Maciuś spisał raport.

Odtąd wieszanie kejtrów stało się wildeckim obyczajem, dając powód do plotek, zajęcie komendzie dzielnicowej oraz utwierdzając ekologów w słuszności ich walki. Przyglądałam się temu z zainteresowaniem, aż do dziś – kiedy ktoś zaczął na mnie wieszać psy...

– To pani sznur od prania? – spytał się młody chłystek, gdy poszłam na podwórze wyrzucić śmieci do kontenera.
– Ładnie słoneczko świeci – byłam wyspana, bo okno od mojej sypialni wychodzi na ulicę, a nie na podwórze i psich pisków nie słyszałam. Dlatego miałam prawo do konteplacji piękniejszej strony naszej egzystencji.
– Właściciel tego sznura pastwił się nad trzema jamnikami! Czy wie pani, że te biedne zwierzęta po dzisiejszej nocy są jeszcze dłuższe?! – histeryzował drugi chłystek.
– Ktoś podniósł ich wartość... – odrzekłam.
W duchu zastanawiałam się, kto mi jamnikami podłożył świnię.
– Pani Adelo, muszę spisać raport – doszedł do nas posterunkowy Marcin Maciuś. – Ma pani dowód?
– Dowód na co? Na niewinność?
– Wystaczy osobisty.

I od dzisiejszego dnia jestem notowana. Bardzo mnie to wzburzyło. Mogłam tylko w jeden sposób przeciw temu zaprostestować. Mianowicie rozpoczęłam prywatne śledztwo. I o tym to ja zdam raport, bo na Maciusia już nie liczę. Już jutro zdam raport!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz