piątek, 14 czerwca 2013

Antychryst.

W Poznaniu istnieje dzielnica, w której nieustannie trwa uczta weselna. Wszyscy tam biesiadują, jedzą, piją, lulki palą. To Wilda. Żyjący tu ludzie nie należą do bogaczy, ale często się uśmiechają, tańczą i padają sobie w objęcia. Niepodzielnie panują swawole i hulanka. Nawet kac przebiega tu łagodniej niż w innych miejscach stolicy Wielkopolski. Na Wildzie radość rozprasza chmury i przestawia literki w wezwaniach komorniczych. Nie ma tu gnid, no chyba że we włosach dzieci, które właśnie rozpoczęły rok szkolny. Kobiety są eleganckie nawet w fartuchach, a mężczyźni są męscy w ogrodniczkach i białych skarpetkach prześwitujących spod sandałów.

W ten sposób dowartościowywałyśmy się, stojąc w ogonku oczekującym na przyjazd furgonu ze świeżym chlebem, bułeczkami i innym jadłem pachnącym spieczoną skórką. Obok mnie stała Kunia lat 90, a z drugiej strony Eliza lat 66. Byłyśmy szczęśliwe i podbudowane treściami naszych opisów dzielnicy. Tak widziałyśmy otaczający nas świat, definiując lokalny patriotyzm. I w tej podniosłej chwili zaskoczył nas Antychryst. Zaszedł nas z boku, niespodziewanie wyłonił się zza węgła i przestraszył nie na żarty.

Antychryst miał lat 33 i swoją antychrystowość udowodnił latem, gdy próbował chodzić po spokojnej wodzie w stawie znajdującym się w parku imienia Jana Pawła II w Poznaniu. (Zresztą parki takiego imienia istnieją wszędzie, pewnie nawet na Równinie Serengeti.)

Antychryst wszedł na taflę i nie utrzymał się na niej, idąc od razu na dno. Trochę powątpiewałyśmy w jego antychrystowość, ale Antychrysta było także stać na cud. Potrafił zamieniać wino w wodę...
Gdy ujrzałyśmy Antychrysta, to wszystkie chwyciłyśmy za telefony komórkowe, dzwoniąc do uczestników dzielnicowych hulanek i swawol, by ukryli się w największych zakamarkach, choć i tak nie byłyśmy pewne, czy Antychryst tego nie widzi swym trzecim okiem i nie przyszpili ich później w ciemnym odwecie szatańską igłą, czy innym diabelskim drutem.

– Antychryście – zaczepiłam Antychrysta. – Co ci po zamianie wina w wodę? Odbierasz ludziom radość. Przez ciebie dzielnica robi się smutna jak monitorowane osiedle. To twoja wina!
– Masz chleb powszedni? – zapiskał Antychryst. – To nie piszcz.
– Właśnie, że nie mamy razowego powszedniaka – wtrąciła się Kunia. – Czekamy na przyjazd dostawczaka.
– Kęsim! – zawarczał Antychryst.
– Hę? – dopytała Eliza.
– Już ja wam pokażę!

Myślałyśmy, że Antychryst się tylko odgraża, ale on wyciągnął diabelskie nasienie. Gęsia skóra pokryła nasze ciała. Straciłyśmy głos. Potrzebowałyśmy łyka wina, by dojść do siebie, ale w sklepie była tylko woda. Butelki pod etykietami ukrywającymi napitki spod marki „pisane patykiem” również miały H2O.

Zrozumiałyśmy, że lanie wody na nic nie pomaga...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz