piątek, 28 czerwca 2013

Miotłacze ognia.

Gizela lat 44 objęła niedawno posadę dozorczyni i przynajmniej od tygodnia starała się opanować chaos, jaki panował w naszej kamienicy. Myła okna na klatce schodowej, szorowała schody i poręcze, zmazywała napisy ze ścian typu „Jola kocha Miśka” albo inne „I love U”.

Gorzej było przed domem. Wprawdzie Gizela zamiatała pety, te po papierosach i te po napojach, ale ciągle wiatr nawiewał jej nowe gałązki i liście, które opadały z drzew rosnących przy ulicy. Gizela narzekała, biadoliła i klęła pod nosem, wytrwale zamiatając odpadki. Nieustannie zastanawiała się jednak, jak poradzić sobie z kłopotem i przestać wykonywać syzyfową pracę.

Wracałam dziś z zakupami i natknęłam się na Gizelę. Ona stała przed kupką zamiecionych śmieci, wpatrując się w nią nienawistnie.
– Muszę cię pochwalić, Gizelo – zaczepiłam dozorczynię. – Jesteś robotna i skrupulatna.
– E tam, ciociu Adelo.
– Co cię gnębi, moje dziecko?
– Mam pomysł. Masz ciociu zapałki?
– Nie. A może jakieś inne krzesiwko?
– Co planujesz?
Gizela podeszła do dwóch pijaczków obalających piwo przed sklepem. Poprosiła ich o ognia, a jeden z nich podał jej żarzącego się peta. Dozorczyni wróciła do mnie. Znaczy do kupki śmieci.

– Co robisz?
Próbowałam powstrzymać Gizelę. Nie udało mi się, bo była o 30 lat szybsza ode mnie.
– Na liście najskuteczniejsze są miotłacze ognia.
– Miotacze?
– Miotłacze.
W tym momencie Gizela podpaliła swoją miotłę, po czym przyłożyła ją do kupki liści. Zajęły się błyskawicznie, a pijaczek krzyknął do drugiego: „Zbychu, skocz do sklepu po kiełbaski. Pogrillujemy!”
– A teraz pójdę na klatki. Zacząć od twojej, Adelo?
– Ty nas skopcisz! – oskarżyłam dozorczynię.
– A gdzież tam! Miotłacze są bezpieczne!

Zaprotestowałam. Pobiegłam po wodę, wepchnęłam się w kolejce przed pijaczków i kupiłam 5-litrowe opakowanie. Nie gasiłam ogniska. Chlusnęłam wodą Gizelę.
Musiałam ją otrzeźwić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz