wtorek, 23 lipca 2013

Reklamacja.

Władek lat 97 kupił sobie zegarek na rękę. Nie chciał się wykosztować na żadną znaną markę, więc poszedł na Rynek Wildecki i od przygodnego Ormianina nabył czasomierz z gustownym, plastikowym paskiem na rękę. Zegarek ukryty był w blaszanym etui, więc bezpiecznie dotarł z AK-owcem do jego domu. Powstaniec trzymał go kilka dni u siebie, a dziś przywlókł swój nowy nabytek do mnie.

– Adela, spójrz, jakie gustowne cacko! – krzyczał od progu.
– Co?
– Kupiłem elegancki drobiazg.
– To wystrzel w końcu ten nabój z łuski – zachęciłam go do pochwalenia się .
Powstaniec chwycił za metalowe, podłużne pudełko i zaczął szarpać się z solidnym zapięciem.
– Zaraz, jeszcze chwilę – sapał, szarpiąc się z pudełkiem. W końcu się udało. Po chwili podetknął mi tarczę zegarka pod oczy.
– Ładny werk – pochwaliłam.
– Wiesz, że zawsze lubiłem Myszkę Miki.
– Tak – westchnęłam bez większej aprobaty dla gustów powstańca.
– Zaraz, jest zła godzina. A przecież nastawiałem…
Władek pooglądał zegarek ze wszystkich stron, po czym ja zajęłam się obserwacją nowego gadżetu powstańca.
– Kochasiu, ale wskazówki chodzą tylko do połowy tarczy, a potem zawracają! – zauważyłam.
– Jak to?
– Tak to! Mała wskazówka wędruje do 30 minut, a duża do 6!
– A nie do 18?
– A to nie to samo?
– Nie!
– Nie marudź! To nie jest ważne, bo z tym zegarkiem przeżyjesz życie tylko do połowy!
– Tak?
– Tylko do połowy.
– Cholera, to ja lecę złożyć reklamację!

I Władek pobiegł na rynek odnaleźć Ormianina w polu. Ja wzruszyłam ramionami, bo nie za bardzo wierzę w efektywność składania reklamacji. Szczególnie, gdy dotyczy to produktów, które trącą myszką. Myszką Miki w szczególności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz