poniedziałek, 15 lipca 2013

Vendetta.

Śmiałyśmy się do rozpuku, stojąc w kolejce, gdzie oczekiwałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, gdy co jakiś czas Marianna lat 85 wracała do historii sprzed lat. Opowiadała, że przeprowadziła się na poznańską Wildę, bo bała się zemsty pewnego sycylijskiego rodu. W 1966 roku przebywała ona w małej wiosce Aspra niedaleko Palermo. Opiekowała się nestorką rodu miejscowego sołtysa Giną. Jej syn ogólnie był zadowolony z pracy Marianny, przestrzegał ją jedynie przed tym, by nie pozwoliła matce pić alkoholu. I był z tym niemały problem, bo Gina lubiła gin.

– Pani Gina, nie mogę podać gina – Marianna po włosku odmawiała staruszce jej ulubionego trunku. – To pani zaszkodzi.
Matce sołtysa jednak zawsze udawało się przekonać Mariannę, która w tajemnicy kilka kropel ginu nalewała do kieliszka.
– To nic – uspokajała Gina, wychylając jednym haustem niewielką porcję i prosząc o kolejną porcję.
– Tonic? – dopytywała się Marianna i dla bezpieczeństwa rozcieńczała gin tonikiem.

Te zabiegi nie pomogły, bo Gina umarła na marskość wątroby i sołtys oskarżył o morderstwo Mariannę. Ta nie czekając na krwawe wyrównanie rachunku krzywd uciekła do ojczyzny. Szybko sprzedała mieszkanie w Warszawie i po cichu przeprowadziła się do Poznania. Na Wildzie przyjęta została z otwartymi ramionami, szczególnie męskie serca otworzyły się przed nią, bo Marianna przez pierwszy kwartał odważnie obnażała opaloną na śniado skórę, chwaląc się sycylijską karnacją. W duchu była jednak przestraszona. Bała się, że groźny sołtys spod Palermo przyjedzie, by podciąć jej gardło albo udusić własnymi rękami.

Z czasem Marianna zapomniała o zagrożeniu. Najpierw napomknęła półsłówkiem sąsiadce o sprawie, potem rozpowiedziała historię po całej Wildzie. Niejeden raz wspominałyśmy pobyt Marianny na Sycylii – zawsze z żartem i uśmiechem.

Tymczasem dziś na Wildzie pojawił się sycylijski cyngiel. Zawodowy morderca o imieniu Lolo.

Rozumiem, że dla dobra opowieści teraz powinna się rozpocząć kulminacja tej prawdziwej, życiowej historii. Jednak tego u mnie nie znajdziecie, bo ja tylko opisuję życie, to co faktycznie dzieje się u mnie za oknem i za ścianą. A na Wildzie egzystencja bywa brutalna i ciepła zarazem.

Cyngiel Lolo szybko został przyuważony przez Edgara lat 28 zwanego na dzielnicy Scyzorykiem. Nie wiem, co się działo, ale więcej nie zobaczyliśmy Sycylijczyka. Marianna znów częstowała nas swoim szerokim uśmiechem, my zaś nie zniechęciłyśmy się do picia ginu z tonikiem.

A te kilka kropel krwi przed bramą pod 13 deszcz szybko zmył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz