wtorek, 6 sierpnia 2013

SIERPIEŃ W PIKA PIKA. "Hiszpańskie pyry."

– Chłopcy – zwróciłam się do przyjaciół pracujących w Pika Pika – co w życiu liczy się najbardziej?
– Wino – odpowiedział Fernando. – Uwielbiam foc.
– Miłość – odrzekł Salva. – Ja kocham kobiety, a moją żonę najbardziej.
– Nie macie racji, smyki – ostudziłam gorące hiszpańskie głowy. – W życiu najbardziej liczą się bejmy.
– Co? – zdziwił się Salvatore.
– Hę? – zahęchał po polsku Fernando.
– Dlaczego blubrać o miłości? Niby po co z kanki gichnąć winem? Tylko pieniądze się liczą, czyli bejmy.
– Blubrać o miłości? – zainteresował się Salva. – Co to znaczy blubrać?
– Kichnąć winem? – zaciekawił się Fernando.
– Nie kichnąć, a gichnąć. Żebyście zarobili bejmy musicie nauczyć się gwary poznańskiej. Chcecie?

Spojrzałam na nich wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Pokorni chłopcy pokiwali potakująco głowami.
– Nie kielcz się pod kinolem, Fernando!
– Hę? – zahęchał po raz drugi.
– I nie hęchaj, bo to nieładne. Klienci się zrażają i nie dają napiwków.
– Bejmować to inaczej zarabiać pieniądze? – dopytywał się Fernando.
– O! Bejmować! – rozmarzył się Salvatore.
– Klara musi nad wami zaświecić – poradziłam.
– Znałem kiedyś pewną Klarę – przypomniał sobie Fernando. – Przychodziła do Pika Pika z Wacławem. Podobno z zemsty tu przychodziła.
– Lepiej zadbać o pozytywnych gości – stwierdziłam. – O tych, którym można klopnąć dobry trunek.
– Klopnąć? – Salva powtórzył niezrozumiałe dla siebie słowo.
– Sprzedać – wyjaśniłam. – Fernando, o jakim winie wspominałeś na początku rozmowy?
Foc.

Za chwilę raczyłam się świetnym napitkiem. Warto było uczyć Hiszpanów języka, jakim należy posługiwać się w Pyrlandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz