wtorek, 1 października 2013

Obojętnie jakie słowo.

Nic się wczoraj nie stało. Są takie dni, kiedy kobieta marzy, by wszyscy wynieśli się z jej życia, by książki zamknęły swoje rozwarte paszcze, piosenkarze przestali się ciskać w kadrze MTV, a filmy wygasły, jak stare gwiazdy na nieboskłonie. Bo chce się pójść do łóżka samej, zakopać się w kołdrze, przykryć ucho poduszką i odlecieć. Od świata, od życia, od mężczyzn, od wrzeszczących sąsiadów za ścianą. Idzie tylko o spanie. Bez snów. Nawet tych pokrzepiających.

Obudziłam się dziś rano. Byłam wyspana, ale nie miałam nic, czym mogłabym się na blogu podzielić. Nawet w ogonku oczekującym przed sklepem na dostawę świeżego pieczywa panowała cisza, bo było chłodno i każda z sąsiadek dbała o swoje migdałki. Lepiej pomilczeć niż potem wydawać fortunę na tabletki do ssania, które dają przyjemność tylko z samej czynności przypominającej najwspanialszy okres naszego życia. Znaczy ciumkania cycka.

Byłam zatem w kropce, więc postanowiłam ruszyć w miasto. Doszłam na Stary Rynek w Poznaniu. Nie chciałam na zimnym powietrzu czekać na trykanie się poznańskich koziołków, więc weszłam do pobliskiej knajpy. Zdjęłam płaszcz, jesienną czapkę, szal i rękawiczki. Potem zzułam buty, by odparowały mi stopki. Poczułam się jak u siebie w domu.

Podeszła do mnie kelnerka.
- Co podać?
- Menu?
Dziewczyna się zapłoniła, lecz po chwili przyszła z kartą dań. Wtedy zadałam jej decydujące pytanie:

- Niech pani powie jakieś słowo.
- ... – odpowiedziała grymasem zdziwienia
- Potrzebne mi na tytuł opowiadania.
- ...? – tym razem kelnerka zadała bezgłośne pytanie.
- Obojętnie jakie słowo.

Wysiłek wypełzł na czoło ślicznej, młodej dziewczyny, ale nadal ani jedno słowo nie wymknęło się z jej ust.
- Znaczy pani proponuje: „Obojętnie jakie słowo?”
- Tak – wyrwało się z pięknego gardła dziewczynie, która jeszcze posiadała jakieś atuty.
- Dziękuję – odpowiedziałam grzecznie.

A potem napisałam to, co już przeczytaliście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz