niedziela, 6 października 2013

Złota rączka.

Często, gdy stałyśmy w ogonku, który tworzył się przed sklepem na dole, w oczekiwaniu na poranną dostawę świeżego pieczywa, milcząco przechodził mimo nas Hieronim lat 61. Był niepozornym człowieczkiem, lekko przygarbionym, z przerzedzoną czupryną na głowie i dłońmi, którymi zawsze gmerał w kieszeniach spodni. Ot, przeciętny mieszkaniec Wildy. Nigdy nas nie zaczepił, nie szepnął miłego słówka ani nie zraził rubasznym zalotem. Szary jak legenda o królu Popielu. Znaczy myszowaty, co zresztą zniechęcało nas do zweryfikowania długości jego ogonka. Często poruszał nosem i wąsikami, zgryz miał lichy, pewnie także dysponował pasożytami – ot, kolejny gryzoń z poznańskiej Wildy.

Dziś jednak przespacerował koło nas z obleśnym uśmieszkiem na twarzy. Dziewczyny raczej odwracały wzrok od jego powszedniej powłoki, ale ja od kilku dni zauważałam jakieś zmiany na jego obliczu. Rozjaśnienie, zwiększającą się pewność siebie, szerszy, marynarski chód i jeszcze większą alienację. Zdawał się kroczyć we własnym świecie, podążać nieznaną innym ścieżką. Gdy oddalił się od nas o kilkanaście metrów, skierowałam ciche pytanie do dziewczyn:

- Co się stało z Hirkiem? Ma takie radosne czoło... – po czym wyjaśniłam: – Przechodził właśnie obok nas.
- Kiedyś ktoś mi go polecił jako złotą rączkę – powiedziała Malwina lat 92. – Miał mi tylko powiesić obraz na ścianie. „Łabędzie w kałuży” autorstwa Zbinia Lebiegieńskiego z ulicy Roboczej. Ale zamiast wbić gwóźdź, to spłaszczył sobie palec. Dobrze, że nie trafił w pozłacaną ramę. A jego paluch? Stał się płaski i siny.
- Fuj! – wzdrygnęła się Gertruda lat 59. – Co to musiał być za okropny widok!
- Jeśli on siebie potrafi okaleczyć, to dlaczego ma tak rozjaśnione oblicze? – zdziwiłam się,
- Złota rączka – cicho odezwała się Kunia lat 89.
- Jaka złota rączka! – żachnęła się Elwira lat 77. – Jak mi założył uszczelkę na oknie, to wiało gorzej niż przedtem. Niepotrzebnie go zwabiłam pod kołdrę. Przez to nie zauważyłam partactwa...
- Złota rączka – powtórzyła z uporem Kunia.
- O co chodzi? – wyrwała się Eliza.

Patrzyłam wnikliwie na Kunię i po chwili zrozumiałam. Doszło do mnie, co Kunia chciała przekazać poprzez „złotą rączkę”. Inne dziewczyny też umilkły, a wymieniane między nami bezgłośne komunikaty potwierdzały, że nie tylko mnie oświeciło.
Obróciłyśmy się, patrząc na oddalającą się sylwetkę Hieronima. A on podskakiwał i podrygiwał. Jakby słońce wytyczało mu zupełnie nową ścieżkę.

2 komentarze: