środa, 6 listopada 2013

Wiadro nadziei, durszlak miłości.

Otworzyłam drzwi i Kunia lat 90 weszła, dźwigając ciężkie wiadro w lewym ręku i durszlak pod prawą pachą.
- Obleciałam wiarę na całej ulicy – poinformowała mnie przyjaciółka od lat 37.

Wiara w gwarze poznańskiej oznacza ludzi, więc Kunia zakomunikowała, że spotkała się z sąsiadkami i wybranymi sąsiadami.
- Złapałaś fuchę? Roznosiłaś ulotki?
- Nie. Zainspirowały mnie słowa pewnego młokosa lat około 40, który na przystanku tramwajowym zastanawiał się z kolegą, ile jest wiary na Wildzie. Postanowiłam to zbadać, wychodząc z rachunku, że wiara jest sumą nadziei i miłości.
- Może oni mówili o liczbie mieszkańców w naszej dzielnicy?
- Nie sądzę. Mieli zbyt uduchowione twarze. Wyglądali na uczonych w piśmie i słowie. W najgorszym wypadku byli akwizytorami. – Kunia nagle spojrzała na mnie czujnie, by zadać pytanie: – Podejrzewasz, że mieli kaca?
- Nie wiem. Staram się tylko uściślić fakty.
- Nie, nie masz racji, Adela – zaprzeczyła Kunia. – Oni mówili o rzeczach wyższych. I to mnie zainspirowało. Spójrz – wskazała ręką na wiadro – w środku najpierw była nadzieja.
- Myślałam dotąd, że nadzieja jest ulotna.
- Najpierw ją skropliłam. To nie było trudne, bo na Wildzie najwięcej nadziei rodzi się przy kropelce tego i owego.
- A po co ci durszlak?
- Miłość cieknie ludziom przez palce, więc pomyślałam: czemu nie przez durszlak? Pochwyciłam kondensat miłości, wlałam do roztworu nadziei i tak otrzymałam wiarę.
- Ale przecież w tym wiadrze jest jakiś klamot!
- Bałam się rozlać miksturę, więc dokonałam kolejnej reakcji chemicznej, w wyniku której otrzymałam klamot wiary. Zresztą święty Piotr budował kościół na skale, a to dlatego, że wiara jest klamotem.
- Czy to oznacza, że wiara nam ciąży?
- Wiele ciąż zostało wymodlonych...
- Zaraz, chyba nie po to zbierałaś nadzieję i przelewałaś miłość przez durszlak? Kunia, odebrałaś ludziom wiarę, bo chcesz zaciążyć?
- Wiara czyni cuda, ale trafia też tylko do skruszonych. Dlatego przyszłam do ciebie, byś pomogła mi rozkruszyć klamot wiary. Dla ludzi, nie dla mnie.
- I co potem?
- Rozsypiemy pył wiary do saszetek i oddamy sąsiadom. Nareszcie miłość nie będzie przeciekać im przez palce.

Wzięłyśmy się do roboty. W pokoju tak się mocno zakurzyło, że zaczęłam mieć NADZIEJĘ, że ludzie nareszcie będą pełni WIARY. Z MIŁOŚCIĄ oddałam się rozkruszaniu klamota, KICHAJĄC przy tym NA POTĘGĘ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz