sobota, 11 stycznia 2014

W kolejce.

W poniedziałki rano wychodzę po sprawunki, bo lubię dostać chrupkie, świeże pieczywo. Tak zrobiłam i dzisiaj. Przed składem jednak zaklęłam pod nosem, że nie wyjrzałam wcześniej przez okno, bo samochód z piekarni jeszcze nie dojechał i ustawiła się długa kolejka. Niby stały same znajome, ale o czym gadać z rana, gdy człowiek nie rozbuja myślenia poranną kawą. I tu się pomyliłam.

- Baby nie powinny pracować – rozpoczęła rozmowę krzywa Lonia lat 52. – Weźmy moją byłą synową. Ledwo poszła do roboty, to zaczęła kurwić się i mój Grześ się rozpił. Nawet na rozprawę rozwodową nie poszedł, bo nie mógł ustać na nogach. Tak cierpiał, biedaczyna! Dziś chciałam mu kupić dwa rogale, ale on zażądał cytrynówki.
- Mas rację, mój sef tez bzytko się zachowywał – potaknęła bezzębna Grażyna zwana w okolicy Pierzynką lat 49. – Podscypywał, podscypywał, az musiałam zucić robotę. Psesłam na chałupnictwo – mrugnęła filuternie.

Pierzynka była prostytutką jeszcze na chodzie. To znaczy musiała długo się nachodzić, by znaleźć klienta. Dlatego przesadziła, nazywając swoją robotę chałupnictwem.

- A ja uważam, że dobrze, jak kobieta pracuje – wtrąciłam się. – Spotka innych dziadów, co zawsze wpływa na urodę, pokaże się w nowej kiecce, przewietrzy myśli po dusznym weekendzie spędzonym ze swoim starym.
- Tak się może zaczyna, ale zawsze kończy się na kurewstwie – nie dała się przekonać krzywa Lonia.
- Ja zaś lubię szydełkować – powiedziała Violetta lat 61. – Choć pracuję jako parkingowa, to ze swetrów zrobionych na drutach wyciągam drugie tyle.
- Mój sef tez wyciągał druta – zasepleniła Pierzynka lat 49. – To był syf z takim sefem!
- Lonia, nie usprawiedliwiaj Grzecha – odezwała się milcząca dotąd Balbina. – On był ochlejem jeszcze przed małżeństwem. Na miejscu twojej synowej też bym się puściła!
- Kurwa! – odgryzła się Lonia lat 52.
- Zamknij japę, stara szmato! – odkrzyknęła Balbina.
- Na chleb powsedni cekamy, ni wysyfajmy się od kurewek – wkroczyła mediacyjnie Pierzynka.

I w tym momencie podjechał dostawczak z piekarni. Zaskoczone obserwowałyśmy nieznaną nam osobę, która zaczęła wyładowywać skrzynki z pieczywem. Za oknem szoferki wyraźnie rzucała się nam w oczy tablica z imieniem: ZDZISIA. Zdzisia narzuciła sobie kilka skrzynek z chlebem na pokaźny biust i przekroczyła próg sklepu.

Krzywa Lonia chciała powtórzyć, jak kończą pracujące kobiety. Zdążyłam jednak zaprotestować, zasłaniając jej usta. Zdzisia wyglądała na kobietę jeżdżącą na hamulcu. W końcu niby skąd się wzięło jej spóźnienie? Loni też poradziłam, by wrzuciła w wsteczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz