niedziela, 17 sierpnia 2014

SChaP.

Lucjan Kutaśko, główny doradca huncwota 2015, nadal pływa po mazurskich jeziorach, ale ostatnio mój krewniak postanowił się z nim połączyć telefonicznie. Przypadała druga rocznica prezydentury obecnej głowy państwa, więc zostały już tylko 3 lata, by przygotować się do pełnienia tej funkcji. I mózg przyszłej kampanii prezydenckiej, zarazem szef sztabu tomasz.ka 2015, przekazał telefonicznie, że należy stworzyć stowarzyszenie. Według słów Kutaśki powinniśmy działać w oparciu o realną, społeczną masę malkontencką, która przyniesie nam przewagę punktową w przyszłych sondażach. I z tego powodu zebraliśmy się w moim mieszkaniu, by w gronie tęgich umysłów i zahartowanych serc obgadać problem.

Upał był niemały, więc przed przyjściem prezydenta in spe 2015 pozwoliłam się Władkowi zdrzemnąć. Jednak gdy tylko tomasz.ka 2015 zjawił się w moich niskich progach, to zimną wodą chlusnęłam z dzbanka na rozgrzaną głowę AK-owca lat 96.
- O Jezu, potop! – krzyknął Anonimowy Kobieciarz i były żołnierz Armii Krajowej w jednym.
- Milcz, śpiochu – wycedziłam, po czym zwróciłam się do spokrewnionego ze mną hultaja, który z mojej inicjatywy miał zostać już za 3 lata prezydentem – Co proponuje Kutaśko?
- Jak mu w ogóle na wodzie? – wtrącił swoje niepotrzebne trzy grosze Władek.
- Lucjan wpadł na świetną myśl. – Prezydent in spe był podeskcytowany. – Chce byśmy kampanię przeprowadzili w oparciu o schaposzczaki.
- Schaposzczaki? – zdziwił się AK-owiec. – Schapane szczaki? Chyba szczyle...
- To coś od schabu? – domyśliłam się.
- Nie, od chama – odpowiedział poważnie huncwot. – Kutaśko wyszedł ze słusznego założenia, że prezydent musi być ponadpartyjny. Musi zatem zwabić do siebie ludzi o innym mianowniku niż polityczny. Wpadł na świetną myśl, opdnajdując polskiego chama.
- Jak to?
- Chama, ciociu, znajdziesz wszędzie: na prawicowym festynie, na lewicowej manifestacji, a centralny cham jest jak dworzec w stolicy przed remontem.
- Chamy mają na ciebie głosować? – oburzył się Władek. – Myślałem, że melomani, obrońcy ginących gatunków motyli, producenci kapeluszy borsalino. A tu chamy! Fuj!
- To niegłupi pomysł... – zastanawiałam się. – Jak nazwiesz partię?
- Ech! – warknął tomasz.ka. – Mówiłem: walczę o ponadpartyjność. Założę SChaP. Stowarzyszenie Chamów Polskich. Schaposzczaki staną się najsilniejszą siłą społeczną w kraju! Już wkrótce!

Władek wykrzywił głupio buzię, wzruszając z niedowierzaniem ramionami. Tymczasem do mnie powoli docierała głęboka myśl Lucjana Kutaśko, który niemal od tysiąca dni wpatrywał się w mazurską toń. Rzeczpospolita zawsze była chamska. Czemu nie nazwać tego po imieniu? Niech huncwot zostanie pierwszym w historii cham-pionem, a przeciwników może wysłać na Chamczatkę. A co? Nie będzie mógł?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz