poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Szczęsne miasto. Szczęsny kraj. Było.

– Szczęsny był ten czas, gdy prezydentem Poznania był Kaczmarek – rzuciłam, wzdychając do starych, dobrych czasów.

O świcie stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku. Na przyjazd furgonu z piekarni czekała Kunia lat 90, Malwina lat 92, Elwira lat 77 i jeszcze kilka dziewczyn w kwiecie wieku. Było nam nieco chłodno, bo wrzesień zmierzał do nas zimnymi szusami.

– Dobrze, że Grobelny zgolił penera spod nosa – uznała Kunia. – Z tym wąsem wyglądał jak mentalny prowincjusz.
– Wszyscy prezydenci są penerami – stwierdziła Lwinka. – Inaczej naszego by nie wybrali na prezesa Związku Miast Polskich.
– Jaki Poznań, taki chłam – westchnęła Balbina lat 83.
– Ojczyzna nasza jest kynologiczna – stwierdziła Elwira. – Inaczej tak szybko byśmy nie zeszły na psy.
– A pamiętacie, jak w 2002 roku ten smyk Grobelny był we fraku i otwierał ponowne uruchomienie fontanny przed Teatrem Wielkim w Poznaniu? – zapytałam.
– Pamiętam – przypomniała sobie Kunia. – Podjechał ten łapserdak Kulczyk. Był w klapkach. Ale czy miał na stopach białe skarpetki?
– Pamiętam tylko jego Audi A8. Co za fura! – wspomniała z podziwem Dziunia lat 87. – Dałabym mu się wziąć, bo podobne wspomnienia mam tylko z syrenki.
– Wredny Jasio wysiadł z limuzyny i na oczach gawiedzi obsztorcował biednego Ryśka – kontynuowałam. – Co za gzub!
– Doktor z Jana to okłada – orzekła Lwinka. – Znaczy nie robi wielkiego halo z okładów. Mnie to nie dziwi, bo różne doktorki mieszkały w Poznaniu. Pamiętacie Gapika?
– Z profesora była wielka gapa – zawyrokowała Elwira. – Nasz proboszcz niejednego obwiesia spowiadał, więc dla niego to nie była niespodzianka.
– Jak to się skończyło? – spytała Dziunia z końca kolejki.
– Nigdy więcej nie widziałam Grobelnego we fraku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Może go odziewa, ale nie w moim nędznym towarzystwie.
– Miller przyjechał, fontanna tryskała, zmartwiony Rysiek był głaskany po głowie przez żonę, a premier z doktorkiem pewnie się alkoholizowali – dopowiedziała Kunia. – Takie życie.

Zgodnie pokiwałyśmy głowami, a potem wypatrywałyśmy dostawczaka, który miał przywieźć ciepłe pieczywo.
Po prostu miałyśmy apetyt na zdrową przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz