niedziela, 26 lipca 2015

F jak Falenta ALFABET CIOCI ADELI - Fotygi szkoda

– Kelnerzy wszystko przynoszą na tacy – Kunia przeżegnała się starannie, potem podniosła się z kolan, sadowiąc swój 90-letni tyłek na kościelnej ławie i jednocześnie rzucając w naszą stronę mało odkrywczą myśl.

Znajdowałyśmy się w naszym kościółku na poznańskiej Wildzie, oczekując na niedzielną mszę dla dzieci. Parafia pw. Zmartwychwstania Pańskiego nie mogła pochwalić się liczną latoroślą, więc zawsze starałyśmy się robić tłum. Niebagatelne znaczenie miał też fakt, że kazania dla bachorów były bardziej znośne, a już na pewno mniej polityczne, choć ostatnio wkurzały nas wtręty wikarego o in vitro. Wybaczałyśmy mu jednak, gdyż wiedziałyśmy od Gertrudy lat 77, jakim był w praktyce miłośnikiem naturalnych zachowań i odruchów.

W każdym razie msza jeszcze się nie zaczęła. Dzieciaki coraz głośniej szczebiotały, było dość gwarnie, więc mogłyśmy swobodnie prowadzić dyskusje – oczywiście szeptem. Nikt w końcu nie wie, gdzie kto ukryje pluskwę, by podsłuchać niewinne ciotki.
– Fotygi szkoda – uznała Pela lat 83, kornie chyląc kark przed kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej oraz wotami złożonymi z poświęconych medalików i różańców.
– Przecież za fatygę kelner dostaje napiwki – nie zgodziła się Balbina lat 66.
– O Fotygę idzie! – wyjaśniła Pela.
– Dlaczego szkoda? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– To przez Falentę – wydawało mi się, że zrozumiałam intencję Peli. – Kiedyś polegli bohaterowie wracali z boju na tarczy, dziś na tacy.
– Ale gdzie tu szkoda? – dopytywała się Lwinka.
– Po jednej partii musi spisać się inna – tłumaczyła Kunia. – To znana zasada demokracji. Elektorat nie daje napiwków, lecz wali prosto w pysk.
– Nie wyrażaj się – napomniała Trudzia. – W domu Pana Boga jesteś!
– Też jestem zameldowana na Wildzie... – bąknęła złośliwie Kunia.
– Fotyga ponownie dostanie robotę w MSZ – prorokowała Pela.
– Szkoda jej – zatroskała się Gertruda. – Zmówię za nią zdrowaśkę. Zdążę jeszcze przed rozpoczęciem mszy.
– Nie jej szkoda – poprawiałam Trudzię – tylko ona poczyni szkodę. Falenta nagraniami wpuści Fotygę w szkodę. Właściwie już wpuścił, bo wyniki jesiennych wyborów są wszystkim znane.
– ...łaskiś pełna... – modliła się Gertruda wraz z Balbiną, która też świeciła swoim pobożnym przykładem.
– Tu wcale nie idzie o chrześcijańską Gruzję! – wypowiedziała się Malwina, której oczy rozbłysły nagłym pojawienie się gnosis.
– A o co?
– O jaką Gruzję?
– Fotyga działać będzie w imieniu pana prezesa – kontynuowała Lwinka – a on chce nawiązać dobrosąsiedzkie stosunki z Turcją.
– Przecież nie mamy granicy z Osmanami!
Lwinka tylko wykrzywiła twarz z wyrazem kobiety, która odczuwa wyższość z powodu posiadanej większej i głębszej wiedzy.

Tymczasem wyszedł w zielonym ornacie wikary. Zbiegło się to z końcem wypowiadanej przez Balbinę i Gertrudę zdrowaśki. Nasz ksiądz nie zaczął jednak od razu odprawiać mszę. Miał w zwyczaju przywitać wiernych. Zrobił tak też i tym razem.
– Kochane dziatki – rzekł z uśmiechem – Bóg Ojciec kocha dzieci. Wszystkie, ale was szczególnie. Tu na poznańskiej Wildzie nie ma bowiem żadnej dziewczynki, żadnego chłopca, które by miało bruzdę dotykową. Sam sprawdzałem! Chwalmy Pana!
– Bóg zapłać – odpowiedziały chórem dzieci.

Dopiero wówczas wikary rozpoczął celebrację mszy świętej dla dzieci z naszej parafii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz