czwartek, 3 grudnia 2015

Musimy wygasić przeszłość

To, co chodziło mi po głowie od kilku dni, miało wymiar uniwersalny. Było jak wysłanie katolickich misjonarzy w podróż do czasów przedembrionalnych. Jak otwarcie pizzy na wynos po 4 latach i odkrycie, że wewnątrz opakowania znajdowały się cytaty z dzieł Nerona. Jak szczytowanie po 13 latach permanentnej masturbacji.
– Czy jesteście przygotowane na na przedefiniowanie własnego ja?

Pytanie zadałam dziewczynom, które przywitały mnie przed chwilą, stojąc w ogonku przed sklepem spożywczym. Czekałyśmy w tym miejscu na przyjazd furgonu z piekarni, który dowoził na poznańską Wildę świeże pieczywo z nocnego wypieku. W XIX wieku już nikomu nie chciało się wyczekiwać o świcie na dostawy, ale my byłyśmy ulepione z innej gliny. Mianowicie zasidliłyśmy szczególny zakątek w Polsce. Otóż w pewnym momencie dostały tu przydział mieszkaniowy osoby urodzone in vitro. Tak, to prawda, wszystkie byłyśmy z probówki.

– Ale o co chodzi? – spytała Malwina lat 60, choć jeszcze 10 dni temu była 92 roku życia.
– Znowu jakiś kataklizm? – zatrwożyła się zwykle odważna Kunia lat 60.
– Prawica nie chce mieć wśród elektoratu obywateli z in vitro – obwieściłam najnowszą wieść. – Podobno minister Ziobro szykuje w swoim resorcie akcję pod hasłem: TA PANI JUŻ NIGDY WIĘCEJ NIE BĘDZIE Z IN VITRO!
– Cholera! – zaklęła bogobojna Gertruda lat 60, co było zjawiskiem niespotykanym.
– Musimy znaleźć kogoś, kto nas zaadoptuje – uznała pomysłowo Wacia lat 60. – Komu w PiS-ie najbardziej zależy na dzietności?
– Profesor Pawłowicz?
– Ona jest zbyt zdziecinniała, by móc zosatć matką – powątpiewała Dziunia lat 60.
– Stachu się nada – stwierdziła Kunia.
– Jaki Stachu?
– Karczewski. Marszałek senatu ostatnio zaapelował o większą dzietność – przypomniała sobie Balbina to 60. – Przyznam, że dałabym się tatusiowi utulać do snu. Nie wygląda na pedofila.
– A Ziobro? – spytałam.
– Co Ziobro?
– Czy nie chciałby wziąć odpowiedzialności za swoje hasło i przygarnąć chociażby jedną z nas?
– To zero – prychnęła wzgardliwie Kunia.
– No to co?
– Z zerem w mianowniku nic nie wyjdzie.

Dziewczyny zgodziły się z Kunią, więc nie dyskutowałam już na ten temat. Ale ojca musiałyśmy znaleźć. Mamusię najlepiej też, więc prezes Jarosław raczej nie wchodził w grę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz