środa, 9 grudnia 2015

Paciorki dla Komanczów

Wybrałam się wczoraj wieczorem na spacer po mieście. Rozumiecie, wysoka jak na grudzień temperatura, zmrok, który ukrywał niedostatki urody, wyborowe towarzystwo ucieleśnione powłoką Kuni lat 60 oraz cieniem Gertrudy lat podobnie, no i moja ciekawość ludzi z centrum, którzy nieciekawi byli secesji wildeckiej, ale za to mieli sznyt i odłożone drobne na szota z pigwówki lub wiśniówki. Drobiłyśmy kroczkami, omijając kwiat młodzieży polskiej w rynsztoku aż w końcu dotarłyśmy na poznański Stary Rynek. Stało tu dużo drewnianych budek, bo zaczął się kiermasz świąteczny. Na straganach przeważały błyskotki, chłam i tandeta. Czuć było tę atmosferę polskości, która sprawia, że nie jesteśmy gęsi, bo mamy swój jęzor.
– Dużo ludzi – zauważyła Kunia. – Musimy iść gęsiego.
– A może lepiej pójdźmy pomodlić się do fary? – zaproponowała po raz kolejny Trudzia.
– Kurdemol! – zaklęłam. – Co to jest?

Między poznańską Wagą a Odwachem ujrzałyśmy przed sobą plastikowe groty skalne oraz rząd choinek, które błyskały niebieskim światłem.
– Dyskoteka – uznała Kunia, podchodząc tanecznym krokiem do dziwa na Starówce.
Szłyśmy jedna za drugą, więc Trudzia musiała dostosować się do pląsów Kuni. Nie miałam wyjścia, więc zrobiłam to samo. I wtedy na swoich czterech literach poczułam sążnistego klapsa. Znaczy poczułam ból i nadal odczuwałam obce pięć palców na swoich pośladkach.
– Panie! – wrzasnęłam. – Weź pan te grabie, bo bez litości strzelę na odlew!
– Co się dzieje?
Kunia szybko zorientowała się, że znalazłam się w opresji. Trudzia zaś zaszła faceta od tyłu i była gotowa do stanowczej interwencji.
– Coś pan za jeden? – Kunia rozpoczęła przesłuchanie.
– Z Komańczy tu przyjechałem – wyjaśniał typek z Bieszczad. – U nas tylko owce, a mnie pani dupa zauroczyła – wyjaśniał pokrętnie.
– Paciorek zmówisz, grzeszniku – groźnie odezwała się Trudzia.
– Wejdziesz pan w ten las i tam nas zgubisz z oczu – zażądałam.

Odprowadziłyśmy górala do poznańskiego lasu choinek. Niebieskie światełka odbiły się w jego szalonych oczach, a potem nikczemnik znikł w gąszczu świecidełek. My zaś ruszyłyśmy w stronę domów, mijając kwiat młodzieży polskiej w poznańskich rynsztokach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz