poniedziałek, 22 listopada 2010

Sarkofagi.

W zeszłym roku zima była sroga. Psy robiły pod siebie tyle co zwykle, ale mróz konsekwentnie archiwizował kupy pod kolejnymi warstwami lodu i śniegu. W siarczystym powietrzu czuło się przepowiednię wydarzeń niecodziennych. Brązowe placki, kreski i wałki łamały białą perspektywę śnieżnych połaci przysypanych trawników, co u osób wnikliwie obserwujących znaki Przyrody wywoływało obawę i gęsią skórkę niezdrowej ekscytacji. Na poznańskiej Wildze mieszka wiele przesądnych osób, więc uwierzcie mi, że nerwy zgrzytały tu głośniej niż tramwajowe zwrotnice.

Gdy 10 kwietnia zleciał Lech to zaklęłam. Wstrząs, który mną targnął cisnął na usta gówniane przekleństwo. Normalnie nie używam wulgaryzmów, ale wtedy to nie było ordynarne. Po prostu moje ciało musiało odreagować. Gdy wykrzyknęłam ból wspólny wówczas wszystkim Polakom, makówka od razu zaczęła mi działać. Pomyślałam, że Natura kocha równowagę, dlatego ubrałam się i czym prędzej poszłam do bukmachera. Skoro Lech zginął, to Lech Poznań musiał zdobyć mistrza Polski. Kurs był bardzo wysoki, bo Kolejorz był wtedy daleko od czoła tabeli. Ja nie zwątpiłam i później zgarnęłam niezłe pieniądze. Szkoda, że mam niską emeryturę, bo przy wyższym wkładzie pieniężnym miałabym jeszcze większą radość z wygranej.

Muszę jednak powiedzieć, że wolałabym przegrać byle tylko Lech żył. Owszem, Lech Poznań nie grałby wtedy w pucharach, wszak Przyroda kocha równowagę, być może zamiast Stinga na otwarciu stadionu przy ulicy Bułgarskiej zaśpiewałby Andrzej Rosiewicz, któremu przyklaskiwałby ś.p. Lech wraz z kochającą ś.p. Marią, ale wtedy nie byłoby też poprzedzającego dramatyczne fakty mrozu. Nie byłoby sarkofagów gówien.

Do lokalu wyborczego poszliśmy wspólnie. Pod ramię prowadził mnie Władek lat 94, przed nami szedł dostojnie tomasz.ka 2015, a obstawę z tyłu robił Lucjan Kutaśko – szef sztabu wyborczego, który dziś wyjątkowo był ochroniarzem. I to on omal się nie zabił. Poślizgnął się na miękkiej psiej kupie i omal nie wyrżnął głową w krawężnik.
– Ty łajzo – krzyknął prezydent 2015. – Co z aparatem fotograficznym? Stłukłeś moją ukochaną Zorkę-5?
– Nie śmiałbym, proszę pana faworyta – stęknął Kutaśko, podnosząc się z kolan. Lucjan to przeszkolony fachowiec: zna procedurę nawet na poślizg na skórce od banana. – Zdjęcia muszą się udać – dodał pocieszająco.
– To działaj, zanęciarzu – zmotywował Kutaśkę tomasz.ka 2015.

I Kutaśko robił zdjęcia. Ścieżka do lokalu wyborczego zaznaczona była drogowskazami z psich kup. Kręciliśmy nosem. Chłopcy zaprotestowali. Władek lat 94 postawił wielkiego Iksa na różowej karcie do głosowania, Kutaśko walnął Igreka na wszystkich kandydatów do sejmików wojewódzkich, a tomasz.ka zakończył głosowanie Zetem. Jak Zorro. Tylko ja zagłosowałam. Na Kostka.
Kostek został rzucony. Na psią kupę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz