niedziela, 21 listopada 2010

Zero.

Oddałam głos na swojego faworyta. To niemal jak gra w ruletkę. Stawiasz na czerwone, innym razem na czarne, a tu jak na złość ciągle wyskakuje zero. Zatem w tym roku postawiłam na Pana Zero. I pewnie mój głos trafi do śmietnika, ale i tak jestem zadowolona. Dlaczego? To proste, empatyczna ze mnie kobieta.

Zero zmusza pełnoletnią część swojej rodziny na oddanie głosu na niego. I potem z drżeniem serca, rąk i zwieraczy czeka na wyniki z Obwodowej Komisji Wyborczej. A jeśli dostanie tylko jeden głos? Żona może mieć piekielną awanturę, bo Zero nie przepuści okazji i sam na siebie zagłosuje. Krzyki podczas domowej awantury mogą być tak wielkie, że Zero może stracić głos. Wszystko wtedy wróci do normy, bo z powrotem Zero będzie Zerem bez głosu.

Nie myślcie jednak, że będzie spokojnie, gdy Zero otrzyma więcej głosów niż liczy sobie członków jego rodzina. Zapanuje wówczas atmosfera podejrzliwości i Zero weźmie się za stworzenie Listy Lojalności. „Franek to pewniak, on na pewno zagłosował na mnie, ale Antka to już nie jestem pewien. I ta jego lafirynda Maryla, ona jeszcze bardziej jest podejrzana. Zresztą teraz są takie czasy, że nawet we Franka nie mogę wierzyć”. W taki oto sposób Lista Lojalności przypomina na koniec grę w kółko i krzyżyk, z tymże po wielokrotnym wykorzystaniu kartki w grze.

Największe nieporozumienia biorą się z sytuacji, gdy elektorat wybierze przez pomyłkę Zero na radnego, sołtysa, bądź burmistrza. Elektoratu nie można winić. Stawiając iksa przy kandydacie wyborca stosuje działanie mnożenia, a wiadomo, że cokolwiek nie pomnożysz przez zero zawsze da ten sam wynik – zero. Natomiast gorzej dzieje się z wybranym kandydatem, bo wtedy Zero puchnie i zamienia się w owal. Zero zmieniony w owal nie potrafi długo utrzymać się w pionie i po prostu wychodzą z tego jaja.

Jak wiecie z wczoraj, zdecydowałam się zagłosować na Kostka lat 53 z kamienicy naprzeciwko. Jego kontrkandydatem było inne zero z sąsiedztwa Bogumił lat 48. Mniej mi się podoba od Kostka, bo nosi wąsy. Dlatego postanowiłam działać. Odwiedziłam go wczoraj wieczorem.
– Boguś, czasy są zdradzieckie, a ludzie wiarołomni. Ile osób obiecało, że zagłosuje na ciebie?
– 147 – odpowiedział drżącym głosem Bogumił.
– To tyle co nic – westchnęłam obłudnie. – Może się okazać, że nikt na ciebie nie zagłosuje.
– Ech – potwierdził moje słowa kandydat lat 48.
– Nie możesz na siebie głosować!
– Co?! Dlaczego?!!
– Jeśli nie dostaniesz żadnego głosu, wtedy oskarżysz komisję o sfałszowanie wyborów. Przecież wiadomo, że każdy głosuje na siebie. Będziesz miał mocny dowód.

Bogumił w lot pojął moją przemyślną taktykę i obiecał się zastosować. A ja postanowiłam zaprotestować przeciw niemu, bo nie rozumie, że politykiem trzeba być już na szczeblu lokalnym. Dlatego nie był godzien mojego głosu. Nawet na swój nie zasłużył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz