piątek, 15 kwietnia 2011

Gotowe na świństwo.

Jak każdego ranka stałam w ogonku oczekującym na dostawę świeżego pieczywa, gdy któraś z sąsiadek zaopatrzonych w młode, 50-letnie oczęta krzyknęła, że kierują się ku nam Abrahamki. Ulica momentalnie opustoszała, bo czym prędzej rozpierzchłyśmy się po okolicznych bramach. Z Halinką lat 77, która stała w kolejce przede mną, wylądowałam pod ósemką. Już po chwili usłyszałyśmy tupot trzech par czółenek. Abrahamki, czyli Sara lat 59, Rachela lat 62 oraz Elstera lat 61 były hostessami Jehowy. Sara trzymała w ręku „Strażnicę”, Rachela „Przebudźcie się”, a Elstera pejczyk, którym dyscyplinowała braminów. Między Abrahamkami a braminami trwała cicha wojna, ale my – wildeckie kobiety – nie chciałyśmy brać udziału w konflikcie, odrzucając racje każdej ze stron.
Abrahamki zatrzymały się przy skrzyżowaniu, nikogo nie zauważyły, więc dla rozgrzewki rozpoczęły misjonarski trening między sobą.
– Czego te małpy tu chcą?
Razem z Halinką odwróciłyśmy się od ledwo uchylonych wrót. W cieniu klatki schodowej zobaczyłyśmy dwóch braminów: Bronka lat 52 oraz Kondzia lat 43.
– O nas tak mówisz? – spytałam groźnie, zwracając się do cuchnącego piwem Bronka.
– To nieporozumienie, pani Adelo. Ja tak o Abrahamkach.
– Właściwie, co przeciw nim macie? – spytałam zaciekawiona. – Przecież pijąc w bramach alkohol również sprzeciwiacie się transfuzji krwi.
– Jak to? – wtrącił się Kondziu.
– Promilami wypinacie się na przetaczanie krwi.
– Nie o to biega. – Bronek wzruszył ramionami. – One są gotowe na świństwo! One chcą nam odebrać szczęście.
– Co?! – z Halinką zareagowałyśmy w tej samej chwili.
– One chcą się podzielić szczęściem – zaprotestowałam. – Przynajmniej tak mówią.
– No właśnie! Tak mówią! – uniósł się Bronek. – Mówią, że trzeba iść wąską drogą, a tymczasem my chcemy postać w cieniu.
– I nie chcą pieniędzy za gazetki! – zawtórował Kondzio. – A babcia mi powtarzała, żeby nie ufać tym, co rozdają gratisowo prawdę, bo to tak naprawdę sprzedaż z opóźnionym terminem płatności.
– Znałam twoją babcię.
– A dlaczego pani, Adelo, nie chce przyjąć chrztu w basenie? – zaciekawił się Bronek.
– Za stara jestem na miss mokrego podkoszulka – powiedziałam kokieteryjnie.
– Ależ co pani mówi! – na przemian komplementowali mnie bramini.
Tymczasem nadjechał samochód dostawczy z chlebem powszednim. Abrahamki czujnie rozglądały się naokoło. Przyczaiły się jak tygrys do skoku. My z Halinką obgryzałyśmy w napięciu paznokcie. W końcu zaklęłam pod nosem. Halinka przyłączyła się.
– Bronek, zostało ci coś we flaszce?
Bramin wyciągnął rękę z poczęstunkiem, a wyłożony na półki sklepowe chleb z każdą minutą czerstwiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz