sobota, 2 kwietnia 2011

Pojedynek brzuchomówców.

Dziś przed sklepem dowiedziałam się od Lusi lat 66, że dwaj bezdomni, Zdzicho lat 48 oraz Maryś lat 53, zrezygnowali ze zbierania puszek po piwie, zamiast tego postanowili pójść w show biznes. Potwierdziła to stojąca za ladą Genia lat 50, która dodatkowo zapowiedziała, że od godziny 10 do 11 sklep będzie zamknięty, bo personel wybiera się na działki przy Dolnej Wildzie, gdyż właśnie tam Zdzicho z Marysiem będą się pojedynkować. Nikt nie wiedział, czy użyją do tego broni białej, czy pistoletów, ale stojąca za mną Kunegunda lat 81 uznała, że na pewno będą walczyć do pierwszej krwi.

Zadzwoniłam do Władka lat 95, wcześniej zapraszając go na drugie śniadanie, byśmy i my zdążyli obejrzeć rozrywkowe wcielenie znajomych bezdomnych. AK-owiec szybko wysiorbał filiżankę kawy, połknął łapczywie drożdżówkę, po czym wstał, wygładził na sobie ubranie i podał mi szarmancko ramię. Zeszliśmy dostojnie po schodach i wyszliśmy na ulicę. Było rojno jak przed niedzielną sumą, z tymże teraz ludzie nie kierowali się do kościoła, lecz na działki. Dołączyliśmy do tłumu i po kilku minutach przekroczyliśmy na zielonym świetle ruchliwą ulicę Dolna Wilda w Poznaniu.

Zarówno Zdzisiek jak i Maryś koncentrowali się przed pojedynkiem. Każdy z nich w swojej grupie sekundantów obalał tanie wino marki „No to chlup!”. Staliśmy od nich w pewnym oddaleniu, cierpliwie czekając na rozpoczęcie widowiska. Bezdomni zwykle kierowali się zegarem słonecznym, ale dziś było pochmurno, więc nie wypadało skarżyć się na opóźnianie się pojedynku. Wreszcie opróżnili butelki i chwiejnym krokiem podeszli do nas, zbierając pieniądze do znalezionej na śmietniku świnki skarbonki. Ludzie bez szemrania oddawali to, co mieli przygotowane na jutrzejszą tacę, oddając honor marketingowemu przygotowaniu się do pojedynku bezdomnych..

Za kwadrans 11 bezdomni podwinęli rękawy, ukłonili się przed publicznością i ogłosili, że odbędzie się pojedynek brzuchomówców do pierwszej krwi. Udali się za krzaki. Stamtąd wytaszczyli dwie lekko uszkodzone miski ustępowe znanej polskiej marki, ustawili je naprzeciw siebie w odległości około 5 metrów, po czym spuścili do kostek spodnie oraz pożółkłe od moczu gatki i usadowili się na porcelanowych tronach. Zaczęli naprężać się, krew nabiegła im do twarzy, w końcu Maryś jako pierwszy dał sygnał do boju. Zdzicho nie pozostał mu dłużny.
– Zaraz, ja protestuję! – krzyknęłam. – Zapłaciliśmy za pojedynek brzuchomówców, a nie za sranie na żądanie!
– A kto ci, Adela, powiedział, że będziemy pojedynkować się górą?
– Do pierwszej krwi miało być! – reklamowała piskliwie Kunegunda lat 81.
Zdzicho wykrzywił twarz w grymasie, a następnie puścił wiatr, którego nie powstydziłby się słoń z poznańskiego zoo. Wziął do ręki suchy, jeszcze jesienny liść, podtarł się i wyciągnął rękę w kierunku Kunegundki.
– A to niby co ma być?!
Tym samym pojedynek zakończył się. Byliśmy trochę zdezorientowani, po chwili jednak zaczęliśmy rozchodzić się, zostawiając Zdzicha jedynie w towarzystwie krwawiących hemoroidów, Marysia oraz świnki skarbonki.
Ogólnie byliśmy zadowoleni. Spektakl nie różnił się bardzo od tych telewizyjnych, za to nie było reklam. Postanowiłam, że w następną sobotę wrzucę do świnki pieniądze, które normalnie zostawiłabym na poczcie, płacąc za abonament RTV.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz