czwartek, 23 czerwca 2011

Misiurko.

Wczoraj wieczorem zadzwonił do mnie Lucjan Kutaśko, który jak co roku wypłynął w marcu na mazurskie jeziora, spędzając odtąd czas nad egzystencjalnym spławikiem oraz refleksjami nad sytuacją polityczną w kraju i na świecie. Lucjan jest szefem sztabu wyborczego tomasz.ka 2015, bo huncwota, czyli mojego krewniaka, wyznaczyłam na kolejnego prezydenta. Kutaśko w znakach nieuporządkowanej mazurskiej przyrody szuka wskazówek, które pomogą w prowadzeniu przyszłej kampanii wyborczej. Śledzi ślady stóp Opatrzności, niucha zapachy przeszłych wieków, dotyka granicy między ruchomym a nieruchomym, cokolwiek miałoby to oznaczać.

Kutaśko zadzwonił z poważną sprawą. On nie odzywa się z powodu byle błahostek, dlatego tak bardzo go cenię. Rozgadanych samców gamma (tzw. gamoni) wokół są tłumy, a tylko nieliczni odzywają się z rzadka, wiedząc, że wystarczy być.

Lucjan opowiedział o zaskakującym spotkaniu. Nacisnęło go na środku jeziora, a wokół były same trzciny. Kutaśko już chciał spuścić spodnie, ale zauważył zbliżającą się do brzegu głośną wycieczkę emerytów z byłego NRD, więc jako przyszły dyplomata z powrotem zaciągnął rozporek. Na szczęście ma on krzepę w rękach, więc udało mu się szybko dowiosłować do małej zatoki po drugiej stronie jeziora. Przybił do brzegu i szybko wskoczył w zarośla bukowego lasu. Spodziewał się co najwyżej kilku kleszczy, ale natknął się na bartnika. Na początku myślał, że ów człowiek lasu do niego się klei, ale to przez miód na rękach. Kutaśko się przedstawił, przeprosił na moment i udał się za gruby pień. Gdy załatwiał potrzebę dowiedział się, że ma przyjemność z Wincentym Misiurko. Potrzeba Lucjana okazała się nie być błahą, więc Misiurko zdążył mu opowiedzieć o swym drzewie genealogicznym. Że pochodzi ze Żmudzi, że jego przodek został na dworze Władka Jagiełły pasowany na rycerza, że jego antenaci dorobili się na krzyżackich gadzinach najlepszej w Koronie misiurki. Była tak gęsta jak sitko od baterii nad zlewozmywakiem, a wytrzymała jak materiał, z którego zbudowany jest najnowszy Boening 787. I kiedy szczęśliwy Kutaśko wyszedł już zza drzewa wtedy od Misiurki usłyszał coś, co skłoniło go do szybkiego kontaktu ze mną.

Przekazana wiadomość wstrząsnęła mną. W takich sytuacjach liczy się szybkość. Od razu skontaktowałam się z huncwotem 2015.
– tomasz.ka! – krzyknęłam do słuchawki, a potem urywanym, rozemocjonowanym głosem opowiedziałam historię Lucjana, okraszając ją w odpowiednich momentach kluczowymi hasłami: – Kutaśko! Miód! Misiurko! Dziupla!
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu krewniak chłodno wycedził:
– Niech Kutaśko zostawi mi siurka w spokoju. To żadne miodzio dla elektoratu. Oni mają inne potrzeby! Na Mazurach chyba za mocno wieje. Niech się Lucjan Zerwikaptur schroni w jakiejś muszli, tfu, dziupli.
I prezydent rozłączył się.

Nie miałam przed kim zaprotestować. Wiem jednak, że do tematu wrócę. Wyborcy szukają miodu. Mają taką potrzebę, by sięgnąć do dziupli. Uważam, że to dobry kierunek na kampanię wyborczą. Przynajmniej ideologicznie nie będzie wyblakła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz