wtorek, 21 czerwca 2011

Po co dzieci chodzą do szkoły, skoro się nie uczą?

Stanęłam w kolejce oczekującej na przyjazd świeżego pieczywa, a za mną ustawiła się Florentyna lat 37, która jest nauczycielką wbijającą miejscowym dzieciakom z podstawówki podstawy matematyki. Uśmiechnęła się do rozjaśnionego nieba i głośno podzieliła się radością ze wszystkimi kobietami stojącymi w ogonku.
– Ach, jak ja się cieszę. Dziś z dziećmi wychodzimy do parku!
– Jak to? – zdziwiła się Kunia lat 82. – Przecież zakończenie roku szkolnego jest dopiero jutro.
– Jutro jest rozdanie świadectw – wyjaśniła Florcia – to dziś wyprowadzamy dzieciaki na trawkę.
– I to jest powód, by do dzieciarni puszczać fasetkę?
– Co puszczać?
– Oczko proste – wyjaśniła Kunia. – A potem te berbecie wyrastają na prostaków. Za mało ich uczycie!
– Ale oceny są już wystawione – broniła się Flora.
– Mogłabyś im wbić jeszcze sporo materiału – zgodziłam się z Kunią. – Czy one wiedzą, co to są perseidy?
– Córki znanej persony? – intuicyjnie zaryzykowała odpowiedź nauczycielka matematyki.
– Nie, to rój meteorów. A kim jest brygant?
– Eee.
– Rozbójnik. Bandyta z czasu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, który ochotniczo niszczył posiadłości magnackie.
– I tego miałabym uczyć dzieci? Jak powstawały gangi?
– Florcia, nie histeryzuj. Przecież wiesz, że Wilda to biedna dzielnica.
– Większość twoich uczniów zostanie przestępcami – poparła mnie Kunia. – Ważne, by nie byli niedouczonymi prostakami. Niech podążą drogą Arsena Lupina.
– Czyli zamiast do parku mam ich wyprowadzić na spacer po ulicach dzielnic willowych?
– Możesz im wpoić nowobogacki trofizm. Niech do włamań czy innej jumy podejdą ekologicznie.
– No nie wiem. Nie wiem.
Wiem jednak, że zasiałyśmy ziarno niepewności w głowie Florentyny. W każdym razie po dwóch godzinach poszłam na spacer do parku i jak co dzień było tam cicho. Żadnych krzyków dzieciarni. Myślę, że narodziło się porozumienie między Florą a młodocianą fauną z naszej dzielnicy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz