sobota, 3 września 2011

Bryndza.

- Ale bryndza! - Władek lat 95 obwieścił mi dziś podczas drugiego śniadania, zajadając się pajdą chleba posmarowaną miękkim, podpuszczkowym serem produkowanym z owczego mleka.
- Co chcesz? Ten ser produkuje się przecież w Polsce, Rumunii, Rosji, Austrii, Czechach oraz na Słowacji i Ukrainie.
- Masz rację, Adela - przytaknął AK-owiec. - Taka bida, że aż bryndza.
- W życiu masz tak samo. Najpierw życie cię kruszy, a potem wydaje ci się, że za chwilę już się odwróci, bo zaznajesz odrobiny ciepła, tymczasem akurat wtedy atakuje cię pleśń.
- Oidium lactis?
- Dokładnie.
- I w końcu lądujesz na talerzu biznesmena traktującego cię jako target...
- Pożerający cię przedsiębiorca może być z każdej branży - oznajmiłam powstańcowi.
- Niby dlaczego?
- Bo słowo bryndza pochodzi z języka wołoskiego. Rumuni wymawiając słowo "brânză" mają na myśli ser.


Zamilkłam, Władek też oddał się swoim myślom, a ja starałam się przebić przez barykadę jego czoła, by poznać przyczynę jego narzekań. Wprawdzie nietrudno było się domyślić, ja jednak zawsze miałam nadzieję, że mój druh kiedyś mnie zaskoczy. Mimo wszystko indagację rozpoczęłam rutynowo.

- Ile chcesz pożyczyć?
Władek stłumił uśmiech i udał brak zainteresowania. Wydobył nowy wyraz twarzy, zawieszając na piegach melancholię.
- Życie jest takie...
- Jakie?
- No wiesz...

Znów oddaliśmy się zadumie. Byłam gotowa pożyczyć Władkowi maksymalnie 200 złotych, on pewnie też zastanawiał się, ile mogę mu pożyczyć. Żądając zbyt wysokiej kwoty mógł liczyć się z tym, że nie dostanie ani grosza.

- Widzisz, Adela - przerwał ciszę AK-owiec - życie jest takie długie, że pieniędzy starcza jedynie do połowy. Zresztą im dłużej żyję, tym dobitniej dochodzi do mnie prawda, że forsa kończy się już w 1/3 długości życia.
- Dlatego rząd wysyła 6-latków do szkoły. Szybciej zaczną utrzymywać emerytów.
- Adela, nie dotrwam do chwili, gdy pierwszoklasiści skończą studia, pójdą do roboty i zaczną mnie utrzymywać. Pożyczysz mi stówę?
- Mogę dać 80.
- Liczyłam na stówę...

Zrobiłam srogą minę, udając, że za chwilę zaprotestuję. Potem wyciągnęłam z portfela banknot 100-złotowy, ciesząc się, że mój gruby plik za nadto nie zeszczuplał.
Władek też się ucieszył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz