piątek, 2 września 2011

Jak pączek w zjełczałym maśle.

– Władek, naprawdę nie podoba mi się ten pomysł.
– Ściągaj ciuchy i kładź się.
– W parku to nie przystoi...
– Gadasz pierdoły! Spójrz ile sąsiadek się wyleguje. Każda łapie ostatnie promienie słońca.
– Skoro już one złapały, to może dla nas nie starczy? Lepiej wróćmy do domu...
AK-owiec ściągnął siatkową podkoszulkę i położył się na brzuchu. Jego wielki gabaryt ledwo mieścił się na rozłożonym kocu.
– To ja pospaceruję, a ty się poopalaj – nie czekając na odpowiedź mego druha szybko się oddaliłam.

Powstaniec zawsze marzył o karnacji mulata, ale zwykle opalanie kończyło się spieczeniem na raka. Dlatego postanowiłam chyłkiem wymknąć się z parku i od razu kupić kefir, którym będę mogła nacierać jego oparzone plecy.
Wróciłam do Władka dosłownie po 20 minutach. Nadal miał 95 lat, ale reszta kontekstu zmieniła się diametralnie. AK-wiec przesunął koc o kila metrów i teraz leżał wśród gromadki dzieciaków oraz – co było bardziej niebezpieczne – ich mam, nianiek i róznych pociotek.

– Panie Władku, a może napiłby się pan oranżadki? – szczebiotała kobieta o zwiędłych piersiach.
– Z wielką ochotą – odpowiedział powstaniec, szczerząc się do baby.
– Panie Władku, mam świetny krem z filtrem. Może nasmaruję ci nogi? – zaproponowała inna plażowiczka. Ta piersi w ogóle nie miała.
– Kochana, pomaż mnie powyżej kolan. Moje łydki słońca się nie boją.
– Czy ja mogę dotknąć pana smoka? – matka bliźniaków, nie czekając na odpowiedź AK-owca zaczęła macać go po smoku, kręcąc grubym i wielkim tyłkiem.
– Oczywiście – odpowiedział po chwili uradowany Władek. – Wytatuowałem go sobie na piersi w lipcu 1994 roku. To było gorące lato...
– A jaki tatuaż mi by pan zaproponował? – spytała dzierlatka o zadartym nosie i piegach na całym ciele.
– Może smoczycę? – powstaniec oblizał się lubieżnie po ustach. – Doradziłbym pani odpowiednie miejsce na ciele, ale tu jest tyle dzieci...
– Ja się z panem ożenię – zadeklarowała może czteroletnia dziewczynkach o dwóch sterczących warkoczykach.

W tym momencie postanowiłam wkroczyć i wyjąć 95-letnia pączka z tego zjełczałego masła. Podeszłam i zrobiłam cień, który przestraszył wszystkich. Jednakże tylko Władek przeczuwał, że zaprotestuję. Zrobiłam to, ale bez użycia siły. Po prostu rozebrałam się. Moja figura najpierw wywołała zazdrość, a wkrótce po tym kobiety się rozeszły, zajmując się swoim drobiazgiem.

Na kocu pozostałam ja, Władek i kefir. Wiatr szumiał, a słońce pieściło skórę. Lato dobiegało końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz