niedziela, 25 września 2011

Zabytki klasy zero.

Jesień na poznańskiej Wildzie oznacza kasłanie, kichanie i pociąganie nosem. Wiatr krąży na ulicach jakby szybciej, ale niesie ze sobą radość, bo przegania chmury i odsłania słoneczne oblicze babiego lata. Kobiety się cieszą, a mężczyźni grzecznie uśmiechają. Jest jednak jeden osobnik, który przeżywa najcięższe dni w roku. To Alfred lat 62. Mężczyzna o jednej dziurce od nosa.

Dwa lata temu Fred męczył się z katarem. Nie dmuchał jednak jak sąsiedzi co sił w płucach, przytykając palec do nosa, by pozbyć się ciężaru prosto na trotuar, albo – nie daj Boże – na klatkę schodową. Świsty z nosa zdominowały hałasy na Wildzie, lecz Alfred nie chciał się temu poddać. On pozostał kulturalny.

Pewnego słotnego, wrześniowego dnia poprosił o radę żonę Zdzisławę lat 57. Połowica poleciła mu najprostszy sposób na pozbycie się udręki, czyli krople do nosa. Niestety, Alf oprócz kłopotów z ciekłym wyciekiem z nosa miał jeszcze słaby wzrok. Sięgnął po pierwszą z brzegu tubkę, wlewając ciecz do prawej dziurki od nosa. Na szczęście nie zdążył sobie zaaplikować środka do drugiej dziurki, bo Zdzisia miała refleks i wytrąciła mu z ręki super klej.

Alfred pozostał człowiekiem kulturalnym, ale odtąd miał defekt zewnętrzny, co zresztą często przydarza się mężczyznom odwiedzającym się muzea, filharmonie i wernisaże. Fred może był w połowie tak pociągający jak inni mężczyźni w dzielnicy, ale ja lubiłam zamienić z nim kilka słów, wymieniając uwagi na aktualne tematy kulturalne. Dziś znów miałam szczęście zaczepić go na ulicy.

– Alfredzie, ty masz nosa do ciekawych wydarzeń kulturalnych. Może mi coś polecisz?
– Cieszę się, że cię spotykam, Adelo. Właśnie razem ze Zdzisią organizujemy nową placówkę kulturalną w naszej dzielnicy. Chcemy otworzyć muzeum ciastek. Pomożesz nam?
– Nie lubię piec.
– Nie zrozumiałaś mnie. Jak wiesz, mam tylko jedną dziurkę od nosa i nie mogę dopuścić, by zapach świeżych wypieków mnie kręcił. My chcemy tylko podkręcić odwiedzających.
– W jaki sposób? – spytałam grzecznie.
– Na pierwszej wystawie będą żywe eksponaty – wyjaśnił Alf. – Chcę zaprosić mężczyzn, którzy kiedyś byli ciachami. Ja będę stał w centrum – pochwalił się na koniec.
– Chcesz pewnie bym ci podesłała inne zabytki? – domyśliłam się.
– Adelo, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – ucieszył się Fred.

Wróciłam do domu i powiedziałam o wszystkim Władkowi lat 95, namawiając go na ekspozycję jego powstańczego ciała. AK-owiec jednak się wahał. Lubił grać pierwsze skrzypce, a wiedział, że na wernisażu pojawi się wiele niewykształconych ludzi. Bał się, że nie będzie jedynym zabytkiem klasy zero.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz