wtorek, 11 października 2011

Skąd się wzięłam?

Do premiera Tuska podszedł podczas kampanii wyborczej Pan Paprykarz i zadał pytanie: „Jak rzyć?”. Pierwszy minister był bardzo skonfudowany intymnym pytaniem o żonę, więc zamilkł, lecz z pomocą przyszli mu dziennikarze, którzy odczytali słowa Paprykarza bardziej banalnie, podsuwając pod nos Donalda wątek egzystencjalny. Niestety, w tym wypadku premier też dał plamę, bo w gruncie rzeczy mało ma do powiedzenia w temacie życia. Rzyci też.

Nastała jesienna plucha, za oknem nieraz już siąpał kapuśniak, hulał nieprzyjemny chłodny wiatr, a liście nie od dziś żegnają się z gałęziami, ruszając w krótką drogę ku ziemi. W takiej sytuacji jestem opatulona ciepłą kołdrą i staram się przeciągać moment otwarcia oczu. Cisną mi się wtedy do głowy różne problemy filozoficzne. Dziś pomyślałam, skąd się wzięłam. Ledwo ta myśl przemknęła mi przed oczami, już wiedziałam, że nie ma sensu wybierać się po odpowiedź do kancelarii premiera.

Wetknęłam myśl za gumkę moich fig i zaczęłam się ubierać. Umyłam zęby, zrobiłam makijaż, nastawiłam muzyczkę w radio, ale „skąd się wzięłam” nadal cisnęło mnie w pasie. Dlatego przełożyłam pytanie do kieszeni palta, wzułam trzewiczki, narzuciłam ubranie zwierzchnie i ruszyłam przed sklep na dole. Przed składem spożywczym stał już ogonek uformowany przez sąsiadki wypatrujące furgonu, który lada chwila miał przywieźć świeże pieczywo.

– Cześć, Adela – pierwsza powitała mnie Kunia lat 88.
– Dzień dobry, skarbie – przyłączyła się do serdeczności Malwina lat 92. Podobnie zachowała się Mania, Wiesia i Kazia. Pozostałe sąsiadki tylko kiwnęły głowami.
Zlekceważyłam symptomy ciepła, jakim mnie darzyły.
– Skąd się wzięłam? – burknęłam.
– Że co? – zdziwiła się Wiesia.
– Hę? – zawtórowała jej Kazia.
– No jak, to, Adela, zeszłaś od siebie – wyjaśniła mi możliwie najspokojniejszym głosem Kunia.
– Och, nie! Skąd się wzięłam w ogóle?
– Miałaś tatusia – zaczęła wyjaśniać Mania – miałaś mamusię. No i tatuś przydybał mamusię…
– Dość! – ucięłam te głupie słowa. – Mnie interesuje wymiar filozoficzny tego pytania!
Dziewczyny spojrzały na siebie z niepewnością. Pokręciły głowami, podparły ścianę kamienicy i zapatrzyły się w czubki swoich butów.
– O, dostawczak jedzie! – krzyknęła Kunia.

Wszystkie dziewczyny się rozochociły, pchając się jedna na drugą w kolejce. Wrócił im humor. A ja? Ja też kupiłam świeży bochen chleba. Miał tak chrupiącą skórkę, że ślinka mi pociekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz