sobota, 29 października 2011

Skalpy z Wildy.

Stałyśmy w kolejce oczekującej na dostawę świeżego pieczywa. Grono było to samo, co zwykle: obok mnie stała Kunia lat 88, dalej czekała Malwina lat 92, z nogi na nogę przestępowała Lonia lat 58, zaś w miejscu dreptała Pela lat 71. Dalej ustawiły się kolejne sąsiadki, którym bardziej odpowiadała rola niemego chóru. Kiedyś tę postawę ładnie scharakteryzowała Miecia lat 65, mówiąc: „chóralna cisza dotyka głębi duszy”, a my wówczas zamilkłyśmy z rozdziawionymi buziami. Miecia nieraz zrobiła na nas wielkie wrażenie swoimi sentencjami.

W każdym razie czekałyśmy na przyjazd furgonu, gdy nagle Malwina odkryła poły swego jesiennego płaszczyka i naszy m oczom ukazał się pas obwieszony perukami. Były tam włosy rude, czarne, blond i brunatne.

– Co za łebskie kreacje! – wykrzyknęłam.
– Ty to potrafisz główkować – pochwaliła Malwinę Pela.
– Będziesz nakładać peruki w karnawale czy może zaczniesz już w adwencie? – spytała Lonia.
– Malwina – rzekłam po dłuższym przypatrywaniu się kłakom zawieszonym u pasa mojej 92-letniej sąsiadki – masz piękne, siwe warkocze słowiańskiej babci. Po co chcesz robić z siebie chłopczycę i zakładać perukę o krótkich włosach? Czy nie uszkodzisz w ten sposób swojej kobiecości?
– Ślepe z was kury, moje kochane! – wycedziła żartobliwie Malwina.
– Hę? – spytała Pela.
– To są męskie kłaki!
– Że co? – zdziwiła się Kunia.
– Co ty mówisz? – zawtórowałam Kuni.
– A jak myślicie, skąd tylu łysych chłopów kręci się po naszej dzielnicy? Wydaje się wam, że to przypadek?
– To moda – zaprotestowałam przeciw sugestii, która powoli do mnie docierała.
– Kto mnie widział z nożem? – zadała rzeczowe pytanie Malwina.
– Jezu! – przestraszyła się Pela. – Znowu będziesz wyciągać zza pazuchy ten rzeźnicki nóż?
Spojrzałam poważnie w oczy Malwiny.
– Powiedz, dlaczego to robiłaś?
– Ja to nadal robię – przyznała się 92-latka. – Po prostu dobrze się przy tym bawię.
– A mężczyźni się nie skarżą? – dociekała Pela.
– Mają powiedzieć, że na ulicy ogoliła ich staruszka?

Spojrzałyśmy po sobie, a potem radośnie wybuchnęłyśmy śmiechem. W międzyczasie przyjechał dostawczak. Wysiadł z niego kierowca. Był łysy. Zerknęłyśmy na Malwinę, a ona spuściła oczy. Próbowałyśmy zdusić śmiech. Nie dało się.

Pączki, które uciekły z blachy radośnie podskakiwały po chodniku. Wesoły śmiech popychał je dalej i dalej, aż większość zniknęła w czeluściach kanału ściekowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz