piątek, 28 października 2011

Tramwaj zwany pobojowiskiem.

Wsiadłam wczoraj do tramwaju linii 9 i zaczęłam mile wspominać chwile, gdy z Władkiem lat 95 bawiliśmy się w kontrolerów biletów. W tym momencie podszedł do mnie kanar. Zdenerwowałam się, bo przecież zapomniałam kupić bilet. Nie odbiłam niczego w kasowniku, tylko rozsiadłam się wygodnie na plastikowym siedzisku. I z radosnego szybowania myślami po poziomach nieuchwytnych dla innych pasażerów zostałam strącona na ziemię. Niemal całą swoją fizycznością czułam ów upadek.

Zaczęłam doszukiwać się w przepastnej torebce dowodu tożsamości, kanar zaś z trudem utrzymywał poważną minę: radość jego duszy wyrażała się wyimaginowanym kalkulatorem przeliczającym prowizję. Nie mogłam znaleźć dowodu tożsamości, więc poprosił mnie byśmy wyszli na najbliższym przystanku. Oprócz nas z tramwaju wysiadł jego kolega oraz dwie ofiary, które zdążył upolować. Mojemu kontrolerowi biletów zrzedła mina. Spojrzał na mój pesel umieszczony na dowodzie osobistym, westchnął głęboko i żałośnie, po czym ze smutkiem obwieścił:

– Jest pani uprawniona do bezpłatnych przejazdów.
– Nie mów do mnie pani – zaproponowałam konfidencjonalnie. – Mów mi per ciociu.
– Ciociu! Ciociu! – wzburzył się kanar. – Od ciotki bym miał kasę, od babci nawet figi z makiem nie ujrzę. Co za życie!
Powinnam się obrazić na takie dictum, ale rozumiałam jak niewdzięczną profesję wykonywał mój młody rozmówca i jak w tej chwili był sfrustrowany.
– Ciężko masz, synku. A często musisz się bić?
– Statystycznie dwa razy w tygodniu.
– Oj! Ja myślałam, że dużo rzadziej.
– Przedwczoraj poprosiłem o bilet jednego starego mężczynę, a on wstał i puścił mi fangę prosto na nos.
– Starzy ludzie też się biją?
– A jakże. Gdy go obezwładniliśmy, to oddał nam dowód. 1964-ty rocznik. Skurczybyk!
– To już przedstawiciele lat 60-tych są staruszkami?
– Trzeba przyznać, że potrafił się odgryźć, stary byk! – wspominał kanar, pocierając się z bólem o szczękę.
– Czy jesteście chociaż sowicie wynagradzani?
– Do 3 tysięcy da się wyciągnąć. Ale trzeba zapierdalać, ciociu.
– Czy przyjęlibyście na pół etat mojego 95-letniego znajomego? Tylko nie możecie nauczyć go przekleństw.
– Ciociu, tramwaj to często pobojowisko. Nie szukamy nowych zwłok.

I kanar podszedł do swego kompana, po czym wsiedli do nowego tramwaju, który akurat podjechał na przystanek.

Powoli zapadał zmierzch, lecz ja postanowiłam pieszo wrócić do domu. Miło się zmęczyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz