wtorek, 17 stycznia 2012

Kopalnia zgiełku.

Około godziny 11 przed południem rozległ się dzwonek u drzwi. Było za późno na listonosza i za wcześnie na kominiarza z kalendarzem na bieżący rok. Świadków Jehowy spławiłam w zeszłym tygodniu, na wizytę AK-owca było z kolei za wcześnie. Z sąsiadkami miałam układ, że nie spotykamy się przed 14. Dlatego z zainteresowaniem podeszłam do judasza i przez wziernik przyjrzałam się niespodziewanym gościom. Było ich dwóch: nieznane mi typki z fryzjerskimi wąsikami pod nosem. Mieli ze sobą dziwaczny sprzęt, który mógł sugerować, że są z ekipy remontowej. Ale ja wszystko miałam sprawne: kuchenkę gazową, kanały ściekowe, serce też biło jak dzwon. Z wielką ciekawością otworzyłam drzwi.

– Dzień dobry , jesteśmy z administracji.
– Rządowej? Nie wpuszczę was do środka, zamiast tego wykrzyczę na całą klatkę, co myślę o ruchach rządu! – wrzasnęłam, słysząc, że kilka drzwi na niższych piętrach się uchyliło. Nie szło mi o krytykę Tuska, lecz o informację dla sąsiadek, że mam do czynienia z nieznajomymi. Obaj mieli wąsiki, więc istniała bardzo realna groźba, że mogą być gwałcicielami. A przynajmniej ekshibicjonistami.
– Jesteśmy z administracji budynku. Zenek, pokaż pani legitymację.
– Zenek, czy ja widziałam ciebie w parku? Pamiętasz, jak rozchylałeś poły płaszcza?
– To mógł być Jurek, mój brat bliźniak. Lubi spacerować po parku, będąc gołym pod płaszczykiem – wyjaśnił Zenek. – Fajny prochowiec. Odziedziczyć go po dziadku miał ten z wnuków, który dobrze się czuje nago. Szkoda, że mi się ta szmatka nie przydarzyła...
– Rozumiem, że jesteś normalny, Zenku?
– Rajmund też jest w normie. Przedstaw się, Rajmund.
– Rajmund jestem – zaprezentował się Rajmund. – Normalnie, Rajmund.
– Dobra, dość z tym rajem na mundzie, czyli świecie. O co chodzi, chłopaki?
– Ustaliliśmy, że u pani są duże pokłady zgiełku. Ustaliliśmy w zarządzie administracji, by przetworzyć jego energię na świetlną. Szkopuł jest jeden: musi pani drzeć się od 8 do 16. Jedna przerwa na siusiu, ale nie dłuższa niż 10 minut – wyjaśnił Zenek.

Wzburzyłam się. Zaczęłam krzyczeć. Bezczelne chłopaki z administracji nie przejęły się, wyjmując z plastikowych walizek skomplikowaną aparaturę. Wycelowali we mnie talerz od satelity, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło. Mój głos przechodził w falset. Światło rozpłynęło się jasną kaskadą na klatce schodowej, ukazując nie sprzątnięte przez dozorczynię pajęczyny. Rozwścieczyło mnie to jeszcze bardziej.

Wykorkowały bezpieczniki. Zdjęłam chustę z głowy, zamierzając zdzielić chłopaków z administracji. Zenek i Rajmund zdołali jednak uciec.

Już wolę Świadków Jehowy...

2 komentarze: