poniedziałek, 6 lutego 2012

Człowiek o nietęgiej minie.

Masuhiko lat 52 na poznańską Wildę przybył w 1991 roku, bo wydało mu się, że wraz z otwarciem polskiego rynku będziemy chętni na przyjęcie wszelkich nowinek ze świata. Niestety, nasza dzielnica nie była przygotowana na zawody sumo i Masahiko pierwszy raz w życiu miał nietęgą minę. Potem miał problemy z komunikacją miejską, gdzie zajmował dwa miejsca, lecz nie rozumiał dlaczego kontrolerzy, zwani u nas kanarami, chcą od niego dwa bilety, skoro on ma jedno serce, wątrobę, trzustkę i tylko jedną parę płuc. Nie podobało mu się, że w sklepach nie można dostać opasek biodrowych, a ubrania nie leżą na nim jak na Bondzie. Najbardziej jednak Masahiko rozczarował się faktem, że nie ma wzięcia wśród polskich kobiet. To był największy zawód, który utrwalił mu nietęgą minę. W Japonii zawodnicy sumo uważani są za mężczyzn wyjątkowo atrakcyjnych, przez co ich geny nie giną rzece zapomnienia.

Masuhiko z każdym rokiem bardziej przypominał kulę mięsa, bo chodził z nosem spuszczonym na kwintę, szorując jego czubkiem po trotuarze. Wielokrotnie próbowałyśmy z nim porozmawiać, ale on nie podnosił głowy, nie chcąc pokazywać, jak bardzo ma nietęgą minę.

Wczoraj jednak stało się coś, co odebrałyśmy jako bezgłośne wołanie o pomoc. Mianowicie wildecki zawodnik sumo udał się po raz pierwszy w swym życiu na mszę świętą. Wkroczył swoim mocnym krokiem, a jego tupot przeraził wikarego, który akurat wchodził na ambonę. Nikt jednak nie patrzył na spadające ze ścian wota, lecz niemo i z wielką ciekawością przypatrywał się japońskiemu neoficie.

– Chciam siem zbawić! – wyznał gromko Masuhiko.
– Przeżegnaj się, skośny antychryście! – Nieładnie, bo rasistowsko rzuciła z pierwszej ławki Pela lat 83.
– Skośny bliźni to też bliźni! – zagrzmiał z wysokości ambony wikary. – Masuhiko, czy chcesz się ochrzcić?
– Chciam siem.
– Wiesz, że to kosztuje?
– Ja nie chciam wiencej mieć nietynga ryja – rozpłakał się Japończyk. Następnie uspokoił wikarego: – Ja mieć zaskórniak.

Wikary kiwnął głową, a Masuhiko zaczął się rozbierać, by tylko w opasce zawodnika sumo przyjąć chrzest z rąk wildeckiego Jordana. Z uwagą przypatrywałyśmy się uroczystej ceremonii. Odbyła się z niewielkimi problemami, bo woda święcona zamarzła, ale gorące serce Japończyka roztopiło wszelkie przeszkody. Tylko ta mina. Ona nadal pozostała nietęga. Dlatego z ulgą przyjęłyśmy deklarację Malwiny lat 92, że katolikowi to może się oddać. Byle Masuhiko był delikatny.

Nie wiem jednak, co dalej z tego wynikło...

4 komentarze:

  1. pani adelo...
    "ja mieć zaskórniak"- to moje motto na dzisiaj. dziękuję za wprawienie w dobry humor!

    adelofanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani też jest przed chrztem?

      Usuń
    2. Bliźni nie bluźni, a Pela to kawał skurwiela. Wkurwiła mnie ta stara lafirynda. Niech sobie zażywa tęgaminę, gupiacipa. ;-)))

      Usuń
    3. Trudno wypelić z Peli te rasizmy...

      Usuń