sobota, 10 marca 2012

Źle prowadząca kobieta?

Malwina lat 92 lubiła garbusów. Twierdziła, że mankamenty fizyczne muszą nadrabiać rozwojem intelektualnym i przez to są o wiele bardziej interesującymi mężczyznami od amantów, którzy układają sobie przedziałek za pomocą brylantyny. „Garbusy to garbusy”, twierdziła sentencjonalnie, choć nikt do końca nie wiedział, jaki sens kryła za tymi słowami. Podobnie odmienny gust miała w dziedzinie motoryzacyjnej, od lat jeżdżąc Fiatem 126p. Popularny maluch był jej ulubioną limuzyną, co potwierdzała kolejną mądrością życiową, że „maluch to maluch”, choć nikt do końca nie wiedział, jaki sens kryła za tymi słowami.

Dwa tygodnie zimowych mrozów dały Malwinie tak mocno w skórę, że postanowiła sprzedać swojego malucha. Wiedziała, że drzemie we mnie demon szybkości, więc pierwsze kroki skierowała do mnie.

– Adela, co sądzisz o okazjach? – spytała po kilkunastu minutach, gdy już wpuściłam ją do mieszkania, podałam kawę z cynamonem i trochę słodkiego do przekąszenia. Puściłam jeszcze w tle znaną wszystkim piosenkę Mieczysława Fogga „Gwiżdżę na wszystko”, a my przed pierwszym łykiem zaparzonego szatana również pogwizdałyśmy w takt muzyki, kręcąc ponętnymi kuperkami na nieco wysiedziałych fotelach.
– Okazje? Nie przepadam za taryfiarzami – odparłam.
– Chcesz malucha?
– Lwinko droga – wzdrygnęłam się – unikam ostatnio alkoholu, gdyż zrozumiałam dobitnie, że to wróg nasz największy. Skrytobójca i podstępny bandyta podkładający nogę prawym obywatelom.
– Ja nie o wódeczce.
– O? – zdziwiłam się. – A o czym?
– Sprzedaję auto.
– Malucha?
– No.
– To może poleję? Wypijemy po maluchu?

Nieco popiłyśmy, by po 2 godzinach wyjść na rekonesans. Maluch Malwiny okazał się wypolerowanym cudem techniki, który burczał miarowo i pykał z rury wydechowej rytmicznie. Słychać było, że dobre ma serce, płuca i nie cierpi na motoryzacyjne hemoroidy.
– Poprowadzisz? – zachęcała Malwina, podając mi kluczyki.

Ruszyłam z piskiem opon. Miałam na sobie mini spódniczkę, która podjeżdżała wyżej wraz z wrzucaniem wyższego biegu. Malwinie mniej nie podobało się wchodzenie przeze mnie w zakręty niż odsłonięte uda. Grymasiła, w końcu narzucając na moje zgrabne nogi swoją zimową opończę. Wyhamowałam z piskiem, prostestując przeciw takim zachowaniom.
– Chyba jeszcze nie jestem przygotowana na jazdę innej kobiety moim maluchem – obwieściła Malwina, odbierając mi kluczyki. Całe szczęście nic nie powiedziała o prowadzeniu, bo z głowy już cisnęły się mi różne riposty.

A przecież dla żadnego malucha nie warto niszczyć przyajźni między kobietami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz