niedziela, 11 marca 2012

Skażona woda z kropielnicy.

Musiałyśmy to zrobić. Może moment nie był najszczęśliwszy, w końcu za chwilę miała rozpocząć się niedzielna suma, ale zagrożenie epidemii było na tyle poważne, że nie miałyśmy wyjścia. Odziane w białe kitle, aspetyczne rękawiczki i maski na twarzach oraz jednorazowe czepki na głowach wtargnęłyśmy na sygnale (Władek w nocy zerwał koguta z policyjnego auta) do kościoła, rozwijając taśmę wokół kropielnicy.

Kościelny pobiegł w te pędy do wikarego lat 39 i po chwili razem z nim powrócił.
– Na Boga, co robicie? – oburzył się wikary.
– Nie używaj, smyku, Pana Boga swego nadaremno! – oburzyła się Kunia.
– Opanowujemy pole skażenia – wyjaśniłam.
– Na świętego Jana Kantego, to chyba jakiś żart! – wykrzyknął duchowny, a echo jego słów odbijało się to od posadzki, to od ambony, by spocząć na klawiszach instrumentu organisty, utykając gdzieś między kluczem wiolinowym a bemolem.
– Pinkolisz! – zdenerwowała się Kunia.
– To jest dom Boży – wtrącił się kościelny.
– Przynajmniej ty się nie odzywaj! – wrzasnęła moja przyjaciółka.
– Ile razy zmieniasz wodę w termoforze, gdy proboszcz chce wieczorem ogrzać stopy? – spytałam kościelnego.
– Trzy, czasem cztery razy – odpowiedział uczciwie kościelny.
– A w kropielnicy?
– Przecież to nie gejzer! Tu nie musi buchać ciepłem!
Tymczasem Kunia sprawdzała PH wody, temperaturę, robiła też pierwsze reakcje mające wykryć ilość metali ciężkich, pierwiastków promieniotwórczych oraz bakterii coli.
– W tym pływa gówno! – orzekła.
– W wodzie święconej? – zmartwił się wikary.
– Ludzie srają przed mszą, by nie pierdzieć na kazaniu – obcesowo odpowiedziała moja przyjaciółka. – Nie znam mężczyzny, który myje dłonie po podtarciu tyłka. A potem pływa to w kropielnicy.
– O Jezu! – kapłan znów wezwał Pana Boga nadaremno, tym razem w osobie Syna.
– Myślisz, drogi pasterzu – wtrąciłam się – że na poznańskiej Malcie jest inaczej? Ludzie tam sikają i robią inne rzeczy na szkodę Pana.
– Na szkodę Pana?
– Przecież biskup poświęcił jezioro. To największy akwen wody święconej w Wielkopolsce.

Tym samym uspokoiłam wikarego. W końcu kropielnica w porównaniu z jeziorem to tylko święcona kałuża. Zresztą kto go za te taśmy wokół kropielnicy miałby karać? Biskup? Ten, co poświęcił jezioro?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz