piątek, 25 maja 2012

Wykolejkowicze.

Usłyszałam o nich 3 tygodnie temu. Plotki nadeszły z sąsiedniego Łazarza, miejsca trochę mniej porządnego niż poznańska Wilda, ale zamieszkanego przez pyrlandczyków równie ceniących sobie ład i spokojny żywot. Wykolejeńcy kolejkowi pojawili się znienacka, po kolei dezorganizując wszystkie ogonki przed sklepami na Łazarzu. U nas stoi się tylko przed spożywczymi, ale na Łazarzu wykolejowicze rozwalili kolejki także przed sklepami z obuwiem, metalowym z gwoździami oraz kilkoma perfumeriami. Gdy 2 dni temu usłyszałam, że grasowali na ulicy Kolejowej, to przeczuwałam, że zaraza może pojawić się i w naszej dzielnicy.

– Słyszałam, że wykolejkowicze zrobili wczoraj grandę na ulicy Fabrycznej! – Kunia przyniosła groźną nowinę.
Zasępiłyśmy się.
– Ale co oni robią, że udało im się rozwalić wszystkie koljeki? – zastanowiłam się.
– Rozmawiałam ze szwagierką, która mieszka przy Parku Wilsona – powiedziała Gertruda lat 59. – Ona twierdzi, że nie są zbyt monstrualni, ale za to bardzo hałaśliwi i plują na chodnik.
– Nie z takimi łobuzami sobie poradziłyśmy! – wyraziła się chełpliwie Malwina lat 92. – Zafundujemy im reedukację!
– Nie wiemy, jak w istocie wygląda zagrożenie – powątpiewałam. – Plucie i nie największe gabaryty wskazują, że mogą używać innych sił rażenia, a nie jesteśmy na to przygotowane. Co jeszcze mówiła jeszcze twoja szwagierka? – zwróciłam się do Gertrudy.
– Zawsze pojawiają się w grupie. Jest ich siedmiu.
– Siedmiu krasnoludków – zakpiła Malwina. – Cha cha cha.
– Siedmiu wspaniałych – szepnęła zatrwożona Elwira lat 77.
– Szwagierka też tak ich nazwała: siedmiu mało wspaniałych.
– Mało wspaniałych? – zdziwiła się Kunia. – Jak można być mało wspaniałym? Jest się albo mało, albo wspaniałym.
– Dawno nie czułam takiego niepokoju – przyznałam się.
– Podobno są gotowi do gwałtu – Gertruda ciągnęła zasłyszane plotki od szwagierki.
– Kto by się bał gwałtu! W naszym wieku? – odrzekła frywolnie Malwina.
To właśnie ona pierwsza ich spostrzegła. Po wyrazie jej twarzy, tym przerażeniu i dzikiej trwodze malującej się na 92-letnim obliczu, rozpoznałyśmy, że zagrożenie nadciąga. Malwina pierwsza dała nogę. My podążyłyśmy najpierw za jej wzrokiem, a potem umknęłyśmy do najbliższych bram, przeczekać kataklizm. A siedmiu mało wspaniałych podreptało do naszego spożywczaka, kupili siedem czteropaków piwa i po chwili oddalili się nad Wartę.

Miałyśmy nadzieję, że upiją się na tyle, że pokonają wpław rzekę i straszyć zaczną na Ratajach. Marzyłyśmy, by spokój znów wrócił na Wildę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz