wtorek, 12 czerwca 2012

Neo bejtarowiec.

Stałyśmy przed sklepem na dole w ogonku oczekującym na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku, żyjąc w nieświadomości, że na poznańskiej Wildzie mieszka Żyd. Żyjesz sam – jesteś niewidzialny, działasz w grupie – ludzie ci się kłaniają. Chyba właśnie dlatego tak często ustawiamy się w kolejce. Ogonek to też zgromadzenie, mały tłum, ludzka ławica, z którą trzeba się liczyć. Zauważa nas właściciel sklepu, wikary z kościoła i dzielnicowy z komisariatu przy ulicy Chłapowskiego. Kłaniają się nam żule, traktują jako wyzwanie hostessy Jehowy, towary z walizki pokazują domokrążcy. Stanowimy target, którego nikt nie lekceważy.

Wildeckim Żydem okazał się Hirek lat 34. Dotąd przemykał się niezauważenie, ale odkąd przekroczył magiczną męską granicę wieku, czyli 33 lata, wówczas poczuł żądzę czynu. Jak każdy urodzony przywódca pokręcił się wśród osobników młodszych o minimum dekadę i założył nieformalną grupę, którą zjednoczyć miały ćwiczenia gimnastyczne oraz dyscyplina.

Właśnie wracali w szyku żołnierskim z porannej gimnastyki w Parku im. Jana Pawła II, a my wyłuskaliśmy Hieronima, zapraszając go do zapoznawczej pogawędki. On rozpuścił swoją grupę, a potem odwrócił się do nas, witając nas salutem rzymskim.

– Co ty tu robisz? – oburzyła się Kunia lat 90. – Heil Hitler będziesz na Wildzie uprawiał?
– Jestem Żydem – odpowiedział dumnie Hirek. – Spadkobiercą Trumpeldora!
– I dlatego gimnastykujesz się pomnikiem naszego papieża? – zdziwiła się Malwina lat 92.
– Kłaniamy się tak historii.
– Hę? – zareagowałam Władkiem, czyli niekulturalnie i prymitywnie.
– Przed wojną byliśmy szkoleni przez oficerów Wojska Polskiego oraz faszystów Mussoliniego. Gdyby Hitler dał się przekonać, to już przed 1939 rokiem byśmy mieszkali w Palestynie.
– Czyli ćwiczycie w parku, hołdując twoim przodkom? – dociekała Elwira lat 77.
– Gimnastyka? My jesteśmy jak przedwojenne Sokoły, które dziś stały się orłami! Nam idzie teraz o odwrotny kierunek. Naszym celem jest wyprowadzka z Izraela i zasiedlenie Szlezwik Holsztyna, kawałka Branderburgii, Meklemburgii oraz wyspy Wolin. To nasz heimat, ojczyzna znaczy się.
– I tu na Wildzie narodziła się ta myśl? – wymamrotałam z podziwem.
– Załatwiamy teraz urlop na Sycylii, bo chcemy – jak nasi przodkowie – zrobić też kursy na łodziach podwodnych.

Hieronim znów rzymsko zasalutował, po czym rączo pobiegł w kierunku ulicy Madalińskiego. A my się zatrwożyłyśmy. Bo skoro Żydzi zamieszkają tak blisko Poznania, w tej Meklemburgii czy na wyspie Wolin, to ceny pewnie pójdą w górę. Tylko jak zrobić zapasy chleba? Tego się nie da.

Strapione czekałyśmy aż wreszcie zajedzie furgon z pieczywem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz