sobota, 16 czerwca 2012

Gęganie.

Zmęczone wczorajszym skandowaniem zbierałyśmy siły na dzisiejszy wieczór. Stałyśmy w kolejce, oczekując jak zwykle na dostawę chleba i bułek z nocnego wypieku, jednak w duchu mobilizowałyśmy się na wieczorny mecz. Żadna z nas po próżnicy nie otwierała buzi, bardziej skupiając się na przesyłaniu dobrych fluidów polskim piłkarzom zakwaterowanym w jednym z wrocławskich hoteli. Wrocław oddalony jest od poznańskiej Wildy niespełna 200 km, więc nasza niematerialna przesyłka wymagała wysiłku i koncentracji. W końcu przekaz miał dotrzeć nie tylko młodych uszu naszych herosów, ale i do kłapouchego trenera, mającego z pewnością problem z nadmiernym wydzielaniem się woskowiny.

Wtem ciszę przerwała Kunia lat 90.
– Słyszę gęganie.
– Nie gęgaj – próbowała uciszyć ją Elwira lat 77. – Wysyłaj dobre myśli na Dolny Śląsk!
– Nie słyszycie gęgania?
– Kunia – powiedziałam z wyrzutem – trudno cię nie usłyszeć.
– Ciii... – Kunia położyła palec na usta.
I wtedy usłyszałyśmy. Niby wielki gwar, szum piór i takie delikatne kę-kę-kę. Czułyśmy, że już niedługo zmieni się w gę-gę-gę.
– Co to za cholera? – zdziwiła się Malwina lat 92.

Przeszłyśmy kilka kroków w bok, by spojrzeć w dół ulicy Chłapowskiego. Oczom naszym ukazała się biała, ruchoma wstęga.
– Kapitolne zjawisko! – stwierdziłam.
– Fakt, kapitalny widok – zgodziła się Kunia.
– Nie rozumiesz. Mówię o Kapitolu. Te gęsi nas ostrzegają. Tylko co chcą nam przekazać...?
– Gęsi idą od Warty – obwieściła Elwira. – Na drugim brzegu rzeki są bloki na Ratajach, dalej Września, Konin, wreszcie Warszawa, a potem Moskwa.
– Co ma Moskwa do naszego meczu z Czechami? – spytała niezorientowana w Euro 2012 Stasia lat 64.
– Ganz egal, musimy być przygotowane na atak Galów – ostrzegłam dziewczyny.
– To jednak nie Rosjan? – dopytywała się Gizela lat 63.
– Za Gala dziś każdy się może przebrać. Musimy być przygotowane na takt wroga. Ot, co! Przyjdą w nocy, gdy zaśniemy wyczerpana po meczu.
– O kurka! – zaklęła Kunia, a potem szybko się poprawiła: – Niech to gęś kopnie!

Nadjechał furgon z chlebem. Wykupiłyśmy wszystko, bo mogły nadejść ciężkie czasy. Potem wróciłyśmy do domu, najadłyśmy się, a następnie powyciągałyśmy z pawlaczy kibolskie akcesoia. Moja maczeta nie była zbyt ostra, więc zaczęłam ją ostrzyć na pasku. Powinnam zdążyć do wieczora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz