czwartek, 2 sierpnia 2012

Wypędzanie demona.

Już od samego rana coś w Malwinę lat 92 wstąpiło. Fukała na nasze najniewinniejsze odzywki, aż w końcu wszystkie zamilkłyśmy, by nie wzbudzać nerwowości w naszej przyjaciółce. Mimo to, w ogonku przed sklepem na dole, w którym stałyśmy, oczekując na przyjazd dostawczaka z piekarni ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku, panowała minorowa atmosfera. Budził się piękny, letni poranek, a nas opanowało rozdrażnienie, co rusz pobudzane przez prychanie Malwiny.

W końcu przyjechał furgon z bułkami i chlebem, więc czym prędzej dokonałyśmy zakupów, uciekając przed złym humorem Malwiny. Ja wróciłam do domu, przygotowałam smaczne śniadanko, potem umyłam statory, a na koniec rozsiadłam się w fotelu. Na stoliku dymiła świeżo zaparzona kawa, natomiast na blacie czekał na mnie świeży numer gazety codziennej. Zagłębiłam się w jednym z artykułów, gdy z otwartego balkonu dobiegł do mnie wrzask z ulicy. Odstawiłam filiżankę z kawą na stolik, złożyłam gazetę i niespiesznie udałam się na moje bocianie gniazdo. Spojrzałam w dół i już bez angielskiej flegmy pobiegłam co sił do korytarza. Błyskawicznie wzułam buciki, sięgnęłam po klucze i zbiegłam po schodach. Wybiegłam na chodnik i szybko rodzieliłam Malwinę od rozbeczanej Lucyny lat 29.

– Fryzurę mi zepsuła! – Lucyna zanosiła się spazmatycznym płaczem. – A miałam taki piękny kok!
– Malwino, coś ty zrobiłaś? – schwyciłam się za głowę.
Ze swojej klatki schodowej wybiegła w bamboszach Kunia lat 90. Za nią ukazała się Elwira lat 77, która dobiegła z jeszcze innego wejścia okolicznej kamienicy.
– Co się stało? – spytała Kunia.
– Brum, chrum, brum! – warknęła Malwina.
– Szatan ją opętał! – zdiagnozowała Elwira. – Tu trzeba egzorcysty!
– Same to załatwimy – zdecydowałam. – Pomóżcie mi. Musimy zaprowadzić ją do mnie.

Dziewczyny unieruchomiły ręce Malwiny, ja chwyciłam jej nogi i w taki sposób opuściłyśmy Lucynę, która nadal szlochała na ulicy, próbując ułożyć włosy. Po kilku minutach dotarłyśmy do mojej sypialni, rzuciłyśmy na łóżko wierzgające ciało Malwiny, przywiązałyśmy jej ręce do wezgłowia, nogi też unieruchomiłyśmy.

– Gdzie masz krzyż? – dopytywała się Elwira. – A gdzie trzymasz wodę święconą?
– Wydmucham demona.
– Że co? – zdziwiła się Kunia.
– Nie rób tego! – ostrzegła Elwira. – Jeszcze ciebie dopadnie!

Wybiegłam do kuchni i po chwili wróciłam z ząbkiem czosnku, który włożyłam sobie do ust. Potem podeszłam do leżącej Malwiny i przywarłam do jej ust. Przyjaciółka próbowała pluć, ale gdy wyczuła czosnek, wtedy przyssała się do mnie.
– Spójrz, one uprawiają diabelskie sztuczki! – przeraziła się Elwira.
– Lepiej wyjdźmy – zaproponowała Kunia.

Przerażone dziewczyny wyszły, a my z Kunią nie mogłyśmy się od siebie oderwać. Gdy Malwina straciła siły, niemal mdlejąc na moim prześcieradle, wtedy otworzyła oczy, spojrzała na mnie trzeźwo i powiedziała: „Tego mi było właśnie brakowało!”. Uznałam, że przemawia przez nią miłość i na tym zakończyłam wypędzanie demona.

3 komentarze: