czwartek, 6 września 2012

Pozowałam.

Władek lat 96 kupił w przyszkolnym sklepie kredki i postanowił mnie namalować. „Adela, zrobię cię pastelowo”, powiedział. No to zaprosiłam go na drugie śniadanie, podałam kawę z cynamonem i drożdżówkę z ajerkoniakiem, a potem zdjęłam podomkę i przybrałam pozycję jak z obrazu Francisa Goyi.

– Adela, czy mogłabyś wcześniej ogolić pachy? – poprosił AK-owiec czyli były żołnierz AK oraz Anonimowy Kobieciarz w jednym w wieku lat 96.
– Niby po co?
– Mam bardzo mało czarnej kredki.
– Ja tam osiwiałam!
– Białej kredki też mam mało!
– Jakiego koloru masz w nadmiarze?
– Czerwonego.
– Zrób mi czerwone pachy.
– Jestem malarzem realistą!
– Czerwoni nie byli realistami. Komunizm to utopia.
– Adela, nie jesteś twórcą, lecz tworzywem!
– Traktujesz mnie przedmiotowo!
– Mam sporo czerwonej kredki.
– To żadna kredka! – żachnęłam się. – To ołówek! Cienki i nie naostrzony!
Podniosłam się z sofy i narzuciałam na soebie porannik.
– Jesteś malarzem realistą, to namaluj mnie w podomce!
– A nie masz bardziej czerwonego porannika?
– Osiwieć z tobą można! – wyrzuciłam powstańcowi.
Znów się obnażyłam przed artystą z kredkami ze sklepu przyszkolnego.
– Adela, ty masz też włosy na piersiach!
– Misiu, ty świnko, ty! Nareszcie na mnie spojrzałeś uważniej.
– Biała plama!
– Nie dawaj plamy! Maluj, malarzu!
– Co mam zmalować?
– Co mówisz, dziecko? – spytałam, a słowa podpowiedziała mi podświadomość.

A potem zasnęłam. Władek był taktowny i po cichu zabrał blejtram, by go oprawić już we własnym mieszkaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz