wtorek, 25 grudnia 2012

Gadająca wątroba.

Byłam na pasterce. Nie wspominam jej mile, bo cały czas miałam wzdęcia. Przeżarłam się. Pierniki, kutia, bigos, ryby i inne frykasy. Leciało ode mnie cebulą. Leciało ode mnie imbirem. Leciało ode mnie czosnkiem. Żadna pasta do zębów nie dała rady. Guma do żucia była do kitu. Nie przystąpiłam przez to do komunii. Nikt nie przystąpił. Chyba wszyscy na poznańskiej Wildzie się przeżarli. Oszczędziliśmy proboszcza, by nie zabić go wyziewami. Od niego pewnie też leciało.

Położyłam się do łózka i z trudem usnęłam. Sen miałam niespokojny. Skopałam kołdrę, pewnie puszczałam wiatry. Ale to nie swędzenie w rowku tyłka mnie przebudziło, ale dziwny głos, który wydobywał się z wnętrza.

– Ty świnio, ty świnio!
– Hę? – zahęchałam, bo po pierwsze byłam zaskoczona, a po wtóre w domu jestem sama, a tu mogę być niepoprawna.
– Żresz jak żona wieprza i mnie męczysz!
– Jasny gwint! Kto mówi?
– Wykańczasz mnie, ale ostatecznie to ja ciebie wykończę!
– Kto mnie szantażuje?! – ryknęłam. – No kto?!
– Jestem blisko śledziony.
– Że co? Śledzisz mnie?
– Idiotka!

Oświeciło mnie. Zrozumiałam, że przemawiam sama do siebie. Znaczy jakaś wredna część mojego ja udawała kaznodzieję, który nie ma miłosierdzia i łaski dla moich kulinarnych występków. Na przykład taki wyrostek robaczkowy był dobrym tropem.

– Tak grubo może odzywać się tylko jelito grube! – przypuściłam.
– Dupa jest dobrym tropem, bo masz mnie w dupie! – krzyknął istotny fragment mej tożsamości. – Jestem twoją wątrobą, kretynko! Miejsce wątroby nie jest w dupie! Czy ty byłaś na lekcji z anatomii?
– Kurczę blade, nie wiedziałam, że mam tak wygadaną wątróbkę.
– Gdybyś traktowała mnie drobiem, to bym to w milczeniu zniosła. I nie używaj zdrobnień, bo cię załatwię, infantylna ciotko!
– Tylko nie ciotko!
– Phi – prychnęła wątroba.
– Koleżanki opowiadały, że mam groźny wyraz twarzy, ale gdyby widziały ciebie, to by wymiękły.
– Potwierdzam – odpowiedziała moja osobista wątroba.

A potem tak się skręciła, że omal nie wyzionęłam ducha. Uratowała mnie przysięga. Obiecałam, że będę trwać o chlebie i wodzie. Aż do Sylwestra. Wątroba mi uwierzyła. Od dawna była ze mną blisko, więc wiedziała, że nie puszczam słów na wiatr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz