poniedziałek, 24 grudnia 2012

Jezus malusieńki.

Na poznańskiej Wildzie obecnie żyje trzech Jezusów, ale jeden ma lat 79, żylaki oraz artretyzm i raczej z łóżka już się nie rusza, chyba że do toalety, drugi lat 36 został dwa tygodnie temu przyłapany na włamaniu do kiosku i obecnie przesiaduje w Areszcie Śledczym przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu, więc mogłyśmy liczyć tylko na trzeciego Jezusa. Prywatnie był nim Gracjan lat 52. Mężczyzna z rzadką łysiną zaczesywaną długim kosmykiem włosów, bez talii za to z trzema podbródkami oraz stopami stawianymi do środka. Latem lubił nosić sandały zwane jezuskami, zimą zaś skupiał się na powtórzeniu cudu w Kanie Galilejskiej. Niestety, próby przemienienia wody w wino spełzły na niczym, mimo że Jezus z Wildy obstawiał miednicę z H2O rzędem butelek wypełnionych wytrawnym trunkiem, ale woda jak dotąd to ignorowała.

Prosiłyśmy wczoraj Gracjana, by przerwał na święta swoje eksperymenty, bo na pozostałych Jezusów nie mogłyśmy liczyć. Posłuchał nas. Jezus lat 52 wyszedł do nas nieogolony, wymięty, za to trzeźwy, więc wszystkie niedoróbki od razu mu wybaczyłyśmy.

– Co to za dziwny gość? – zdziwiła się Samantha lat 29, która latem przeprowadziła się do naszego fyrtla, a od miesiąca zaczęła integrować się w kolejce przed sklepem na dole, gdzie także dziś oczekiwałyśmy na dostawę świeżego pieczywa z nocnego wypieku.

Musiałyśmy i dziś dokonać zakupów, by zrobić zapas pieczywa na święta, gdyż na cud nie liczyłyśmy. Jezus z Wildy nie umiał także rozmnażać chleba.

– Słyszałem – rzekł Jezus, który błyskawicznie przydreptał z oddali do nas. – Nie z tego świata jestem, dlatego wyglądam dziwnie.
– Yhm – odpowiedziała Samantha.
– Miło mi – Jezus mrugnął zalotnie okiem, po czym wyciągnął rękę w kierunku Samanthy. – Jezus malusieńki jestem.
Gracjan nie był wysokim mężczyzną, choć nie można było nazwać go karłem. Na oko miał 158 cm wzrostu z tolerancją do 2 cm.
– Samantha – wymamrotała Samantha. – Jestem od Bryana lat 33. Żywot z nim wiodę.
– Dobry wiek. Poważny – pochwalił Jezus, następnie zwrócił się do nas. – Dziewczynki, macie sianko?
– Tylko kadzidło – odpowiedziała Kunia lat 90. – Sztachniesz się?
– Zaraz, porzuciłem eksperymenty, chodzę w tej zwiewnej szmacie i sandałach, dobrze że chociaż mróz zelżał, ale i tak zasługuje na sianko – wyrzucił Jezus.
– Musisz poczekać do Trzech Króli – osadziłam Pomazańca. – Też czekamy na złoto.
– Miry również nam brakuje! – pożaliła się Malwina. – No właśnie, co u Mirki?
– Chyba miru nam brakuje? – nie zgodziła się Gertruda lat 59.
– Miru świru. Nie pierdolmy o niczym – Jezus przeszedł do konkretów. – Podzielmy się opłatkiem, bo piździ jak cholera, a ja niemal nagusieńki jestem. Do stajenki muszę wrócić.

I właśnie tak na poznańskiej Wildzie rozpoczęłyśmy święta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz