środa, 22 maja 2013

Kot Melanii.

Melania lat 59 przyszła do mnie z drugiego piętra i zaczęła jękolić: „Adelo złota, tylko w pani nadzieja. Namówiłam swojego Waldemara, trwało to trzy kwartały, ale w końcu jedziemy nad morze. Weźmie pani na 4 dni moją Pusię? To jedynie długi weekend. Trzeba jej rano dawać karmę, sprzątać kuwetę i nie otwierać okien, bo Pusia to dachowiec. Może wyjść na dach i spędzić weekend w rynnie. A po co ma zamoknąć?” Pokręciłam nosem na kuwetę, wierząc, że z otwieraniem okien nie będzie problemu, bo aura była kiepska i Waldemar może jedynie zniechęcić się do dalszych wakacyjnych podróży.

W taki sposób wylądowała u mnie Pusia. Chwilę potem dołączył do niej Władek lat 97.
– Adela, ty masz kota – obwieścił na powitanie.
– Chcesz mnie obrazić?
– Słońce pięknie świeci, weź smycz i przejdźmy się ze zwierzakiem na spacer – zaproponował powstaniec.
– Kot od psa rózni się tym, że nie w smak mu smycz i kagańce. Natomiast na spacer możemy pójść, tylko wyjmę najpierw mięso z zamrażarki. Niech się odmrozi, to po powrocie szybko przygotuję coś na obiad.

AK-owiec ucieszył się z tego pomysłu, bo jest przedwojennym głodomorem i najchętniej wpychałby coś w siebie naokrągło. Mam przez to kłopot, bo dużą część emerytury przeznaczam na kupno papieru toaletowego.

Spacer był bardzo udany, bo świeciło słońce, a chłodny wiatr nie pozwalał się spocić. Władek na spacerze wygląda dostojnie, szarmancko podając mi ramię i prowadząc dumnym krokiem poprzez parkowe alejki. Często widzę w oczach mijanych sąsiadek zazdrość, bo im towarzyszą wysłużeni mężowie, zwykle przygarbieni, zasmarkani, ze wzrokiem błąkającym się po chaszczach.

Życie na planecie Ziemia opiera się na równowadze. Gdy susza i piaskowe burze spowijają Egipt, wówczas można liczyć na falę tsunami na Sumatrze. Gdy zachlany Żyd na Manhattanie rzygnie z przejedzenia, wtedy umiera z głodu dziecko w Somalii. Gdy łapię chwila wytchnienia w parku, spacerując z powstańcem u boku, wówczas coś podczas mojej nieobecności w domu może wyjść bokiem. Dziś była to Pusia.

Nie słyszałam dotąd Władka, by krzyczał tak przeraźliwie. Musiało mu być bardzo żal piersi z kurczaka zjedzonych przez Pusię. Nie opanował się, poddając się żądzy zemsty i wyskoczył za kotką na dach. Szczęśliwie rynna uratowała go przed upadkiem na chodnik. Zadzwoniłam po straż pożarną. Powiedzieli, że mają dużo zgłoszeń, ale w przeciągu 5 godzin powinni się pojawić.

Włączyłam telewizor. Pan od prognozy pogody powiedział, że nadchodzi deszczowy front atmosferyczny. Ponoć błyskawicznie przesuwa się nad zachodnią część Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz