poniedziałek, 29 lipca 2013

Wizytówka.

Kunia lat 90 pokazała nam znaleziony przypadkiem na ulicy bilet wizytowy: „OGNISTY DEMON. Tanie randki. Prosto i bezboleśnie”. Postanowiła zadzwonić pod podany numer telefonu, bo marzyło jej się jeszcze jedno w życiu romantyczne uniesienie, ale po kilku nieudanych próbach zrezygnowała, natykając się jedynie na automatyczną sekretarkę, z którą akurat nie miała ochoty rozmawiać. Postanowiła jednak pokazać nam zagadkową wizytówkę, umilając w kolejce czas oczekiwania na dostawę świeżego pieczywa. Ów prostokątny kartonik trafił także w moje ręce.

– Kunia, co to znaczy, że randka jest tania?
– A bo ja wiem… – zastanowiła się Kunia. – Randki są bezcenne, a na pewno zawsze drogie. Trzeba się zrobić na fi-fa-fą, a to kosztuje. Ale od wielu lat trochę odkładam z emerytury. I od 3 lat nic już nie wysyłam ojcu Tadeuszowi. Mam nadwyżki, a skarpeta radośnie pęcznieje. Powinnam chyba przeznaczyć coś dla siebie?
– Zrób sobie wyszukany makijaż. Ja zrobiłam sobie permanentny i trzyma od 17 lat. To dobry trop? – dopytywała się Malwina lat 92.
– Tak, ale pod warunkiem, że chodzisz na randki ciągle z innymi absztyfikantami. Gdybyś spotykała się z jednym, to mógłby mu się znudzić twój tusz do powiek – zauważyła Miecia lat 65.
– Mylisz się – zaprzeczyła Malwina. – Lucjan niedowidzi. Wystarcza mu mój delikatny dotyk.
– Może spróbujemy znów zadzwonić? – zaproponowałam.
– A po co? – zaskoczyła nas Pela lat 71. – Nie wierzę w bezbolesne randki. Zjadasz jednego hamburgera, potem drugiego, a na koniec dają ci na deser hot-doga. Wkrótce musisz dbać o linię, ale twój kochaś już jest uwieszony na innej gorącej linii. Odradzam! Stanowczo odradzam telefon!
– A jest tam podany adres? – spytała Lonia lat 58.
– W ciemno żadnego chłopa bym nie chciała! Z ulicy też nie! – zaczęła wybrzydzać Miecia.
– Jak to z ulicy?
– Kunia, przecież wizytówkę znalazłaś na ulicy.
– No tak…

Zrobiło się jakoś nieswojo. Poranek był pochmurny i nic nie zapowiadało, że dzień mógłby skończyć się jakąś słoneczną randką. Upuściłam wizytówkę na bruk. Wiatr dmuchnął i kartonik odleciał w stronę kościoła parafialnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz