poniedziałek, 21 października 2013

Salony Pierd-w-Garden.

– Owszem, najbogatszy Polak też ma wzdęcia – zaopiniowała Kunia lat 90 – ale jego bąki pachną. Jestem pewna, że ma wokół siebie wielu wdzięcznych wąchaczy.

Stałyśmy w ogonku przed sklepem na dole, oczekując na przyjazd dostawczaka ze świeżym pieczywem z nocnego wypieku. Lubiłyśmy mączne wyroby z piekarni z Puszczykowa.
– Salony Pierd-w-Garden – przytaknęłam.
– Hę? – zahęchała Malwina lat 92.
– Nie hęchaj – pouczyła Elwira lat 77, na co zareagowałam wdzięcznym spojrzeniem, a potem uścisnęłam dłoń Wirki.
– Co? – poprawiła się Malwina.
– Elity pierdzą kwieciście – stwierdziłam. – Mają przydomowe oranżerie i tam wychodzą zanieczyszczać powietrze. Ocieplają klimat pod szkłem, za co hodowane rośliny odwdzięczają się swoim naturalnym aromatem.
– Symbioza – zgodziła się Kunia.
– Pecunia non omlet – wyjaśniła Gertruda lat 59. – Ze zbuka non omlet. Jeśli bogate chłopy i baby jedzą to, co zbiorą z oranżerii, to pierdzą pomarańczowo lub cytrynowo. Chciałabym być bogata i przestać puszczać cebulowe bąki.
– Władek lat 97 puszcza kanałowe gazy – poskarżyłam się. – AK-owiec nie może zapomnieć swego udziału w powstaniu warszawskim. Taka trauma.
– Myślę, że mój stary umarł od swojego smrodu – przypuściła Malwina. – Nie lubiłam gotować grochówki i fasolowej, ale on mnie zmuszał. Dobrze, że spaliśmy w różnych pokojach...
– Nie zapominajmy, że elity jedzą meduzy, rekiny i inne ośmiornice – wyjawiła Kunia, która zawsze wiedziała, co w trawie piszczy. – Pod wodą smród inaczej się rozchodzi.
– Bogaci rozpływają się w pieniądzach, zanurzają się w luksusie, a przy tym mało kładą na tacę – pożaliła się Elwirka. – Ksiądz proboszcz twierdzi, że ludzie z Pierd-w-Garden to są skąpi i chytrzy grzesznicy.

W tym momencie przechodził obok nas Władek lat 97, który zdążał do sklepu, by kupić sobie pół litra cytrynówki na śniadanie.
– Kurwa – zaklął okrutnie. – Ja mam kasę. Kupię wam chleby.
Powstaniec wepchnął się na początek kolejki, puścił wiatr o sile huraganu i dźwięku trąb jerychońskich, a potem spojrzał na nas z góry. AK-owiec to przedwojenny dryblas o wzroście ponad 190 cm. Nie wiedziałyśmy, co powiedzieć, więc milczałyśmy. Tymczasem nadjechał furgon z piekarni i po chwili Władek dotrzymał słowa.

Po wyjściu ze sklepu sporo dziewczyn głęboko odetchnęło, niestety, aromat pierda AK-owca dawno się ulotnił i poszybował nad Poznaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz