niedziela, 4 maja 2014

To, co straciłam, a czego mi nie żal.

Od 1966 roku prowadzę prywatną ewidencję straconych kilogramów. W wieku 29 lat po raz pierwszy zastosowałam dietę odchudzającą i już w pierwszym roku udało mi się pozbyć 9 kilo. Niestety, w tym samym czasie przybyło mi 12, więc w sumie nieco przytyłam. Moje uda stały się trochę masywniejsze...
Od tamtego momentu przeprowadzałam roczne bilanse i zawsze na koniec roku okazywało się, że mam wartości dodane. Zmiana nastąpiła dopiero w 1979 roku. Coś mnie wówczas tknęło, że nie ma co się pogrążać podsumowaniami, odejmowaniem i dodawaniem gramów i kilo, lecz należy wyłącznie liczyć swoje sukcesy. Zrobiłam ponownie obliczenia. Dziś obchodzę 45 rocznicę zastosowania pierwszej diety i z dumą mogę obwieścić, że od 1966 roku straciłam 404 kilogramy! Musiałam się tym wynikiem pochwalić przed drugim człowiekiem. Kobiety są w tej kwestii zazdrosne, więc mój wybór padł na mężczyznę.

Jak zwykle w porze drugiego śniadania odwiedził mnie Władek lat 98. Anonimowy Kobieciarz rozsiadł się wygodnie na kuchennym krześle, niekulturalnie siorbiąc podaną mu kawę z cynamonem.
- Władku, czy ty zauważyłeś jakieś zmiany?
Powstaniec rozejrzał się po kuchni.
- Kurzów nie starłaś, pajęczyny wiszą na swoim miejscu...
- Na mnie spójrz!
- No i?
- Nic nie widzisz?
- Masz stringi?
- Chyba już nie chcę brzdąkać na strunach twoich fantazji. Schudłam. Znamy się tyle lat, a ty nic nie zauważyłeś – powiedziałam z wyrzutem.

Władek skrupulatnie obrzucił mnie wzrokiem, chcąc konkretnie umiejscowić mój dietetyczny sukces.
- Cycki! – nagle krzyknął uszczęśliwiony myślą, która chaotycznie mu się napatoczyła. – Na pewno tłuszcz spadł ci z cycek, a ich jędrność maskujesz tymi stanikami. Push-up? Tak to się nazywa?
- Stary matole – wzburzyłam się nie na żarty. – To ja tracę 404 kilo, a ty mi do biustu się przyczepiasz!
- 400 kilo?
- 404! Jeszcze umniejszasz mój sukces!
- Byłaś hipopotamem?
- Ty grubianinie!

Protesty są solą mego życia, ale przecież nie mogą zdarzać się co dzień i to przy okazji ważnych dla mnie rocznic. W każdym razie zdzieliłam Władka ścierą, a on podobnie jak wczoraj czmychnął. Gdy zostałam sama, to wypłakałam się.
Płacz to najlepsza dieta. Nie żal mi tych łez, za straconymi kilogramami też nie tęsknię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz