sobota, 21 czerwca 2014

Twarzo-Antek.

Każda z nas była kiedyś gościem. Oczywiście pomijam ekstremalne chałupniczki. Nawet domatorki z elektroniczną obrożą na nodze musiały kiedyś wyskoczyć z chałupy, by dokonać przestępstwa. Jeśli zrobiły to w domu, to przynajmniej do sądu musiały się udać. Zatem wydaje się niemożliwe, by któraś z nas nigdy nie była w gościach. Przecież nawet udanie się do sklepu jest formą składania wizyty.

Decydującym o jakości złożonej wizyty jest wyraz twarzy gospodarzy. Jeśli wita nas uśmiech wtedy czujemy się pewnie, bo najbliższe godziny dobrze rokują. Z tego powodu odwiedziny komorników nigdy nie przebiegają w familiarnej atmosferze, a przecież w takiej sytuacji żart bardzo by się przydał.

Dzisiejszym wczesnym rankiem rozmawiałam o tym w większym gronie, stojąc w ogonku oczekującym na dostawę świeżego pieczywa.
- Dziewczęta – perorowała Kunia lat 90 – nie wolno uśmiechać się przy otwieraniu drzwi, bo wtedy zachęcamy akwizytora o narodowości romskiej do działania. A ja nie potrzebuję nowego dywanu!
- Kunia, my rozmawiamy o oczekiwanych gościach – zaoponowała Ludka lat 68.
- Mam pomysł – odezwała się zwykle milcząca Malwina lat 92. – Przygotujmy minę dla kierowcy dostawczaka.
- Tego od furgonu z chlebem? – dociekała Wiesia lat 59.
- Taa.
- Wczoraj się spóźnił – zauważyłam. – Przywitajmy go Macierewiczem!
- Jak się robi twarzo-Antka? – zainteresowała się Kunia.
- Musisz poczuć się, że jesteś na granicy, za którą ujrzysz Pana Boga. Jednych to przestraszy, innych pocieszy, ale to ty wiesz, że rozdajesz karty.
- Uff – odetchnęła z ulgą Malwina. – Już myślałam, że będę musiała zapuszczać zarost.
- Ja nie potrafię – wściekała się Wiesia. – Nie wiem, jak mam ujrzeć Pana Boga! Nie umiem!
- Bądź Mojżeszem! – poradziła Kunia.
- Ogień kojarzy mi się z pieczeniem kiełbasek – zaoponowała Wiesia. – Mam przełykać ślinę? To na tym polega doznanie Pana Boga?
- Oj, głupia – zaśmiała się Kunia. – Twarzo-Antkiem możesz się ślinić tylko z wściekłości, nigdy ze smaku.
- Kunegundzie szło o to, że masz sobie wyobrazić, jak tachasz otrzymane od Boga kamienne tablice z przykazaniami – wyjaśniłam. – No! Teraz ci wychodzi!
- Uwaga! – ostrzegła Malwina. – Nadjeżdża!

Kierowca Zbinio lat 34 zaparkował tuż przy nas. Wyszedł z samochodu i podszedł do tylnich drzwi. Wziął kosze z pieczywem i chciał przejść mimo nas. Chciał, bo wcześniej dostrzegł kilka twarzo-Antek.
Bułki potoczyły się po wildeckim trotuarze, a my przybrałyśmy oblicze świętej Teresy, pomagając ponownie upchnąć pieczywo do koszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz