poniedziałek, 14 lipca 2014

Aromat papieski.

Nie chciałabym polecieć na Kubę. Tam musi być diabelnie ciepło. Spociłabym się i tyle, a lubię ładnie pachnieć spod pachy, włosa na głowie i w ogóle, znaczy po całości. Ciepły front atmosferyczny wprawdzie oddalił się od Polski, ale znam życie – za chwilę wróci i zostawi mnie z bluzką mokrą pod pachami. Czuję zagrożenie.

Niedawno odkryłam z Kunią lat 90 mały warsztat na ulicy Żupańskiego, w którym Maniek lat 58 prowadził niepozorną z wyglądu manufakturę. Coś nas przywiodło do tego miejsca, jakiś iluzoryczny, nienamacalny ślad, który uwięził naszą podświadomość, kierując nasze ciała do Żupańskiego. Skądinąd Jan Konstanty Żupański był ożeniony z Greczynką z pochodzenia, która też musiała mieć mokre ślady pod pachami.

Gdy pierwszy raz przekroczyłyśmy próg warsztatu Mańka byłyśmy otumanione. Ten stan trwa do dziś – cały czas jesteśmy w stanie szoku. Maniek wyrabia perfumy. Jak to robi – nie chce zdradzić, ale jest w tym bardzo dobry.
Przekroczyłyśmy próg manufaktury, zabrzmiał dzwonek, a Maniek odchylił kotarę, za którą pracował w pocie czoła.
- Maniek, ja dziś prosiłabym o coś wyrazistego – poprosiła moja przyjaciółka lat 90. – Żeby podkreślało moją indywidualność, a jednocześnie dodało mi fikuśności. Idzie mi o takie emerytalne fiu bździu – wyjaśniła szczegółowo.
- Nic z tego – odpowiedział Maniek, skrywając się za kotarą.
- Jak ty szanujesz swoje klientki? – zdenerwowałam się.
- Mam poważne zlecenie – doszedł do nas głos zza kotary.
- Nie może być nic poważniejszego od nas! – słusznie odezwała się Kunia.
- To nieprawda.

Dałam znak wzrokiem i razem z Kunią przeskoczyłyśmy ladę, a następnie gwałtownym ruchem odsłoniłyśmy kotarę.
- Czym tu tak leci? – spytałam, pocierając wzburzone dziwnymi bodźcami zapachowymi nozdrza.
- Nie jest letko – przyznał mi rację Maniek.
- Chyba lekko?
- Mam zamówienie z Watykanu – oznajmił, stercząc nad probówkami. Następnie wyciągnął rękę w kierunku szafek pod ścianą. – Tam poszperajcie. Może znajdziecie jakieś zapasy.

Kunia rzuciła się do flakoników ukrytych w szafkach, ja jednak stałam nad Mańkiem.
- Robisz coś dla papieża?
- To musi być zapach szlachetny i niewinny jednocześnie. Czysty i jednoznaczny. Silny, lecz dobrotliwy. Zrobiłem wymaz ze ścian szatni piłkarzy Lecha Poznań.
- Zrób tego trochę więcej – poprosiłam. – Też chciałabym pachnieć jak papież.
Maniek tylko kiwnął głową, kierując uwagę na menzurki i zlewki. W międzyczasie Kunia wybrała dla nas perfumy, więc wepchnęłyśmy pieniądze do kieszeni kitla Mańka, żegnając się z nim. On jednak tego nie zauważył, bo był pogrążony papieskim zleceniem.
Na pewno tam wrócimy. Każda chciałaby mieć Lecha spod pachy papieża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz